25 lat temu runął mur w Berlinie

25 lat temu runął mur w Berlinie
Za plecami karabiny republiki. Berlin Zachodni 1988 r. Stoję na punkcie kontroli granicznej "Charlie", w strefie amerykańskiej. W tle enerdowskie przejście kontrolne. Przejście na wschodnią stronę i słynne tablice, informujące w czterech językach o tym, że "opuszczacie sektor amerykański" (YOU ARE LEAVING THE AMERICAN SECTOR). Kilkaset metrów dalej stacja Friedrichstrasse.

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Moi drugovi, czyli Moi koledzy

Wszystkim czytelnikom, przyjaciołom i znajomym, życzę 
Szczęśliwego Nowego Roku 2014! 
Życzę zdrowia i spełnienia wszelkich marzeń!

Na tę okoliczność dokonałem tłumaczenia mojej ulubionej piosenki serbskiego muzyka i pieśniarza – Bajagi, zatytułowanej: Moi drugovi, co przekłada się na język polski jako Moi przyjaciele lub Moi koledzy.

Polskie tłumaczenie znalezione w necie jest - jakby to nazwać - łopatologiczne i nie do zaśpiewania w rytm oryginału. Próbę podjęli także swego czasu Goran Bregovic i Krzysztof Krawczyk, ale utwór ten możecie znać zupełnie inaczej zaaranżowany, z całkiem zmienionym tekstem, co nie oddaje sensu oryginału. Zatytułowany był: Mój przyjacielu.

Ale wróćmy do oryginału!
Niech słowa piosenki Moi drugovi, której tłumaczenia dokonałem, będą moimi życzeniami na Nowy Rok – 2014!
Poniżej załączam także oryginalny tekst i tekst w języku angielskim.

Tu link do piosenki, która była także muzyką do filmu Ni na nebu, ni na zemlji – zdjęcia filmowe są dodatkowym atutem przy słuchaniu, tym bardziej, że piosenka w filmie nie jest tylko podkładem muzycznym, ponieważ wykonuje ją sam Bajaga:

Tu link do oryginału z płyty:

Moi koledzy

Koledzy moi, perły rzucone gdzieś, po całym świecie
Ja ptakiem jestem, to w locie czasem, spotykamy się
Czy przeznaczenie to, niech każdy zwie jak chce,
kiedy spotkamy się, pijemy aż do dna
Kończymy zawsze też – jedną z tych pieśni bliskich nam

Koledzy moi, faceci twardzi są, o wielkich sercach
i kiedy piją, kiedy kochają, kiedy strzelają
Od gór Alaski hen, aż po Australii kres,
kiedy spotkamy się, pijemy aż do dna
Kończymy zawsze też – jedną z tych pieśni bliskich nam

Dla mych kolegów, o wiatry w żaglach wciąż, pomyślne proszę
o proste drogi, dar poranków blask, gwiaździste noce
Czy przeznaczenie to, niech każdy zwie jak chce,
kiedy spotkamy się, pijemy aż do dna
Kończymy zawsze teżjedną z tych pieśni bliskich nam

Ref.
Byśmy w zdrowiu żyli, wszyscy przez sto lat!
No i z pieśnią i winem! Boże, Ty chroń nas!
Niech kobiety piękne towarzyszą nam!
Życie krótkie jest i przemija szybko czas


tłum.* Paweł Skrzypczyński


* wszystkie prawa zastrzeżone


Moi drugovi

Moji su drugovi biseri rasuti po celom svetu.
I ja sam selica pa ih ponekad sretnem u letu.
Da lʾ je to sudbina ilʾ ko zna šta li je,
kad god se sretnemo uvek se zalije.
Uvek se završi, s nekom od naših pesama.

Moji su drugovi žestoki momci velikog srca.
I kad se pije i kad se ljubi i kad se puca.
Gore od Aljaske do Australije.
Kad god se sretnemo uvek se zalije,
Uvek se završi, s nekom od naših pesama.

Za moje drugove ja molim vetrove za puna jedra,
Puteve sigurne a noći zvezdane i jutra vedra.
Da lʾ je to sudbina ilʾ ko zna šta li je.
Kad god se sretnemo uvek se zalije
Uvek se završi, s nekom od naših pesama.


Ref.
Da smo živi i zdravi još godina sto.
Da je pesme i vina i da nas čuva Bog.
Da su najbolje žene uvek pored nas,
Jer ovaj život je kratak i prozuri za čas.


My Friends

My friends are pearls spread all over the world,
Im a bird-migrant and sometimes I meet them abroad (
lit.: in flight).
Is it just destiny or who knows what could it be;
Whenever we meet we always drink in that name (
lit.: we always pour),
It always ends with one of our songs.

My friends are tough boys of magnanimous heart,
Be it in drinking, kissing, or shooting.
Up there from Alaska, to Australia;
Whenever we meet we always drink in that name,
It always ends with one of our songs.

For my friends I ask the winds for full sails,
For safe roads, starry nights and clear mornings.
Is it just destiny or who knows what could it be;
Whenever we meet we always drink in that name,
It always ends with one of our songs.
Ref.
And may we be alive and healthy for another century (
lit.:100 years),
And may there be music and wine, and may God bless us,
And may there be best women always amongst us,
Because this life is short,
And it will buzz out quickly.


Kliknij na obrazek, żeby powiększyć


niedziela, 1 grudnia 2013

Pierwsze symptomy gnicia

Obecny burmistrz Żagania, uzyskał mandat zaufania od mieszkańców miasta, którzy odwołując w referendum byłego już burmistrza Sławomira Kowala, postawili na zmiany i niezależność. Wydaje się jednak, że Daniel Marchewka dzisiaj sam swój wizerunek niszczy.

Daniel Marchewka zdobył sympatię wielu ludzi, także tych spoza Żagania, gdyż potrafił pokazać swoją niezależność wobec partyjnego barona PO, jakim jest posłanka Bożenna Bukiewicz. Wbrew jej intencjom i uchwałom partyjnym, wystartował jako kandydat komitetu Ruchu Żaganian, także w kontrze do kandydata Platformy.
Za głównego twórcę sukcesu Ruchu Żaganian, odwołania S.Kowala oraz wyboru D.Marchewki, należy jednak uznać Tomasza Kwarcińskiego – obecnego wiceprzewodniczącego Rady Miasta.
Obserwując lokalne media, trudno nie zauważyć, że współpraca obu panów nie układa się wzorowo. Można dostrzec także, że T.Kwarcińskiemu dorabiana jest w mediach “gęba”, ale to może i dobrze, bo media w ten sposób obnażają swoją własną - faktyczną i prawdziwą gębę, a nie tę wykreowaną i dorabianą innym.
Przepychanka o to, kto jest twórcą tak spodziewanego (miejmy nadzieję!) sukcesu akcji “Leopardy dla Żagania” nie napawa nadzieją. W gazecie “Regionalnej” (22.11.2013) ukazała się reklama burmistrza D.Marchewki, który dziękuje już ludziom, którym “na Żaganiu zależy” i “od dawna wspierają burmistrza w walce o Leopardy”. Tu padają funkcje i nazwiska: “poseł Bożenna Bukiewicz, senator Robert Dowhan, senator Helena Hatka, minister spraw wewnętrznych Marcin Jabłoński, poseł i przew. Komisji Obrony Narodowej Stefan Niesiołowski, poseł Witold Pahl, poseł Bożena Sławiak oraz nasz sąsiad i przyjaciel burmistrz Żar Wacław Maciuszonek.” 
Szczególnie sformułowanie, że “od dawna wspierają” burmistrza, który przecież tę funkcję pełni od niedawna, budzić musi uśmiech.
Ta chęć przypodobania się Platformie, może być i jest odebrana jako partyjne, wiernopoddańczne wręcz lizusostwo, bo przecież D.Marchewka jest chyba nadal członkiem PO? Wielu mieszkańców Żagania, a i sympatyków, drugi raz może nie uwierzyć w niezależność i siłę charakteru D.Marchewki. A przecież te właśnie cechy były podkreślane w kampanii wyborczej.

D.Marchewka ma trudne zadanie, bo do terminowych wyborów pozostało niewiele miesięcy. Na naprawę takich błędów może być za późno. Utrata zaufania, życzliwości i sympatii ludzi, którzy sami nie startowali w wyborach, ale działali na rzecz zmiany w Żaganiu i wyboru D.Marchewki na burmistrza, może być nieodwracalna.
Stawiając na aparat partyjny, posłów i kierownictwo polityczne PO w regionie, burmistrz Marchewka przeliczy się. Posłuży jako “chłopak” do zrobienia kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego dla obecnej posłanki B.Bukiewicz (pod warunkiem, że premier da taką szansę po demokratycznym głosowaniu wewnątrzpartyjnym, ale przecież niekoniecznie), a kiedy już nic z tego nie wyjdzie, a notowania PO polecą na łeb i szyję, to burmistrz Marchewka przestanie być potrzebny. Przyjaciołom i wyborcom także. 

Kliknij na obrazek, żeby powiększyć.



poniedziałek, 8 lipca 2013

Rondo, czyli "do przyjaciół gówniarzy"

"Do przyjaciół gówniarzy"*

Nie wiem dlaczego, jak najbardziej poważnemu radnemu J.Szczotce (klub radnych Tobie i Miastu, Ruch Palikota), przeszkadzają młodzi mieszkańcy Żar, którzy z własnej woli przyszli z polskimi flagami pod Urząd Miasta, żeby godnie i w spokoju wyrazić swoje poparcie dla idei nazwania ronda imieniem kresowianina, rotmistrza Witolda Pileckiego.
Trzeba ich od razu publicznie obrażać? Są niepoważni, bo zależy im na pamięci o polskich bohaterach? Są niepoważni, bo trzymają w ręku polską flagę?
Mam nadzieję, że mówiąc o "gównarzeri" i o "bojówkach" oraz o tym, kto nie powinien być traktowany "poważnie", szanowny pan radny nie miał na myśli ani zasłużonych dla polskiej racji stanu działaczy wrocławskiego Stowarzyszenia ODRA-NIEMEN ani kombatantów ze Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, którzy oficjalnie poparli nazwanie ronda imieniem rotmistrza?
Mam także nadzieję, że jak najbardziej poważny, szanowny pan radny, poważnie traktuje 132. mieszkańców miasta, którzy podpisali się pod inicjatywą i zgłosili wniosek do Rady miejskiej - mówiąc o "gównarzeri" i "bojówkach" nie miał ich na myśli?
A może szanowny pan radny, mówiąc te wszystkie słowa, miał na myśli tych radnych, którzy uważali, że zarówno jedna jak i druga propozycja nie jest dobra, i że najlepsza byłaby jakaś nazwa regionalna, ale w głosowaniu zamiast konsekwentnie dwa razy wstrzymać się lub dwa razy być przeciw (żeby nie wyjść na hipokrytów), to głosowali jednak za W.Szymborską, a przeciw W.Pileckiemu?
Mieszkańcy, którzy złożyli wniosek, mają bardzo różne poglądy polityczne, ale łączy ich Polska, polski punkt widzenia i polska racja stanu. Niektórzy radni temu wyzwaniu nie sprostali.
Odpowiedzi nie oczekuję. "Spisane będą czyny i rozmowy".

Paweł Skrzypczyński


* List powyższej treści, wysłany został drogą elektroniczną do redakcji lokalnej gazety w środę 3. lipca. Nie ukazał się w ostatnim numerze. Może ukaże się w najbliższym?

p.s.
Radny SLD Franciszek Wołowicz na łamach "Gazety Lubuskiej" (28.06.2013), kreował się tradycyjnie na "wyważonego" i stwierdził: "Po części podzielam opinie w sprawie obu patronów (...) propozycje nie były zbyt trafne, a na dodatek wywołały konflikt"
Skoro obie propozycje "nie były zbyt trafne", to dlaczego głosował Pan za Szymborską, a przeciw Pileckiemu? Należałoby, zgodnie ze swoimi słowami, być dwa razy przeciw lub dwa razy się wstrzymać.
Przypominam także, że to nie "propozycje wywołały konflikt", a działanie radnych stowarzyszenia "Tobie i Miastu", którzy wiedząc, że jest propozycja Towarzystwa Upiększania Miasta, nazwania ronda im. "rotmistrza Witolda Pileckiego", natychmiast złożyli oficjalną kontrpropozycję, bez żadnej próby kontaktu i rozmowy.

Inicjatywę Towarzystwa Upiększania Miasta, która przerodziła się w inicjatywę uchwałodawczą mieszkańców miasta Żary, żeby rondo nazwać im. "rotmistrza Witolda Pileckiego", oficjalnie poparły: Narodowe Odrodzenie Polski, Stowarzyszenie ODRA-NIEMEN oraz Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej.

Kliknij na obrazek, żeby powiększyć.

czwartek, 30 maja 2013

Struganie Marchewki

Przedterminowe wybory w Żaganiu powoli zamieniają się w groteskę. Najbardziej “prorodzinna” partia w Polsce, czyli PSL, który do wyborów poszło, ale nie pod własnym szyldem, uzyskało trzy mandaty i stało się języczkiem u wagi. Znany i szeroko komentowany od lat pęd działaczy tej partii do stanowisk i diet, także tym razem objawił się w pełnej krasie.
Zawiązana koalicja, na pierwszej sesji wybrała odwołanego burmistrza Sławomira “doświadczenie ma znaczenie” Kowala na funkcję przewodniczącego Rady. Działacze PSL w nagrodę otrzymali różne funkcje, oczywiście wyżej płatne niż funkcje tzw. “zwykłych radnych” - i to o jakieś całe 50 Euro na miesiąc! Dzięki swojej elastycznej postawie, objawiającej się 100% zdolnością koalicyjną, zwaną nie wiadomo dlaczego “skutecznością polityczną”, stanęli w awangardzie przemian i robienia dobrze mieszkańcom Żagania. Wieloletnia tradycja bycia u władzy dla władzy, została podtrzymana.

W awangardzie przemian może stanąć także kandydat na burmistrza Daniel Marchewka z Ruchu Żaganian, który w niedzielę, zmierzy się w drugiej turze z odwołanym, byłym burmistrzem Sławomirem “doświadczenia ma znaczenie” Kowalem.
D.Marchewka otrzymał właśnie “poparcie” od lubuskiej PO z przewodniczącą Bożenną Bukiewicz na czele, która oznajmiła, że: “analizując wynik głosowania, doszliśmy do wniosku, że źle oceniliśmy szanse Grażyny Stawowczyk. Liczyliśmy, że ma większe poparcie od Daniela Marchewki, jednak okazało się, że jego zaangażowanie we wcześniejsze referendum ws. odwołania burmistrza Kowala dało mu przewagę”. To oczywiście poprawna politycznie wersja dla mediów i "ciemnego ludu”, bo przecież wszyscy wiedzą, że to “poparcie” nie jest potrzebne Marchewce, a jedynie przewodniczącej Bukiewicz. Porażka ma być przekuta w sukces.

Teraz całe to “poparcie” potrzebne jest Marchewce jak psu na budę. Jest to raczej pocałunek śmierci, co zresztą już słychać w komentarzach o “zdradzie”, “kupczeniu”, “układzie”, “sprzedaniu się”, “sprzedaniu Żagania” itp.
Czy kandydat D.Marchewka chce i zdąży przed drugą turą zdystansować się od tego “poparcia”? Na razie milczy.

Można odnieść więc wrażenie, że w Żaganiu trzeba było dokonać tak wielkich zmian, żeby nic się nie zmieniło.

Mieszkańcom Żagania, aby uniknąć zupełnej kompromitacji, pozostało jedno – pójść i w niedzielę zagłosować jednak na Daniela Marchewkę.

Wybory do samorządu już za rok. Stojący w awangardzie przemian działacze PSL-u, po zainkasowaniu diet, umyją ręce i wszystkie winy zaniechania przypiszą burmistrzowi. Sławomir “doświadczenia ma znaczenie” Kowal, jeżeli utrzyma funkcję przewodniczącego, to będzie na każdej sesji miał trybunę do wygłaszania przemówień, o ustawianiu porządków obrad sesji nie wspominając. 
Przewodnicząca Bukiewicz, o ile do tego czasu nie zostanie pozbawiona tej funkcji w wyniku wewnątrzpartyjnych wyborów i nie zostanie kandydatem do Parlamentu Europejskiego, straci zainteresowanie “popieraniem” Marchewki.
Walka o kolonię Żagań i lud tubylczy nabierze wtedy nowej dynamiki.




niedziela, 12 maja 2013

Kowal własnego losu

Doświadczenie ma znaczenie” twierdzi Sławomir Kowal - kandydat na burmistrza miasta Żagań. I wszystko byłoby normalne, gdyby nie było nienormalne. Sławomir Kowal został zaledwie trzy miesiące temu, w wyniku referendum, odwołany z funkcji burmistrza Żagania. Tak zadecydowała większość głosujących mieszkańców.
Prawo nie zabrania ponownego kandydowania na urząd burmistrza w takim przypadku, ale to tylko źle świadczy o jakości prawa wyborczego w Polsce. Nie, nie – Sławomir Kowal może jak najbardziej kandydować, ale prawo powinno wyraźnie stanowić, że dopiero w kolejnej kadencji, a po odwołaniu w trakcie kadencji - nie. Wybory mogą stać się groteską, a kandydat Kowal też dużo ryzykuje, bo może stać się groteską samego siebie. Jakby nie patrzeć, to kandydatura ta odbierana jest w tym konkretnym przypadku jako przejaw arogancji i pychy. Ale przecież “doświadczenie ma znaczenie” i S.Kowal wie, że przy dużej liczbie kandydatów, głosy wyborcze mogą się rozbić tak, że głosy przeciwników jakichkolwiek zmian, zainteresowanych trwaniem szerokiego układu koterii towarzysko-rodzinnej przy władzy, mogą wystarczyć do wejścia do drugiej tury. A wtedy, kto wie?
Taki scenariusz jest oczywiście możliwy. Jeżeli miałoby się okazać, że zarówno odwołanie jak i ponowny wybór odwołanego dopiero co burmistrza, zależą wyłącznie od tego, czy mieszkańcy mają akurat w dniu głosowania taki kaprys, to może być śmieszno.

Walka o Żagań trwa. Przed nami wybory do Europarlamentu i potem parlamentarne (kto wie, czy nie przyspieszone). “Żarance” - Bożennie posłance Bukiewicz zależy, żeby mieć “swojego” burmistrza i starostę, bo oni zapewnią wsparcie w kampanii, a i głosy w wyborach wewnętrznych w PO, które mogą być potrzebne do zapewnienia sobie przywództwa i w efekcie miejsca na liście wyborczej w pierwszej dwójce. Stronnictwo Demokratyczne też chce zaistnieć, o czym mówi pochodzący z Żagania Przewodniczący Lubuskiej Rady Regionalnej tej partii - Robert Smoleń, który był podsekretarzem stanu w kancelarii A.Kwaśniewskiego i posłem SLD IV kadencji Sejmu, a w 2010 r. pełnił obowiązki szefa sztabu wyborczego kandydata na prezydenta – A.Olechowskiego.
A skoro Jacek Bachalski związany do niedawna z SD (a wcześniej członek Unii Wolności, szef PO w Lubuskiem, poseł i senator tej partii oraz kandydat SLD na prezydenta Poznania w 2010 r.), o którym sam Robert Kwiatkowski – były prezes TVP - mówi, że jest to “lider pełną gębą”, został pełnomocnikiem EUROPY PLUS w Lubuskiem, to sprawa jest jasna. Stronnictwo Demokratyczne popiera Sławomira Kowala, a byli i obecni, prominentni działacze tej partii, związani wcześniej z SLD, optują za współpracą z E+.
Toczy się walka o stanowiska i przyszłe diety poselskie dla polityków z Zielonej Góry, Gorzowa i Warszawy. Żagań jest traktowany jak terytorium do podbicia – jak kolonia. Lud “tubylczy” i jego problemy nie mają tu żadnego znaczenia.
Sławomir Kowal sam wpisał się w tę grę. Bez dwóch zdań, zrobił to świadomie i z premedytacją. “Doświadczenia ma znaczenie”, więc kandydat Kowal dokładnie wie o co chodzi w tej rozgrywce. I daje się wykorzystać. Ale jest w końcu kowalem własnego losu i to pokazuje. Mógłby poczekać i z podniesionym czołem kandydować w wyborach samorządowych już za rok. Prawo jednak nie zabrania kandydowania już teraz. A przyzwoitość i honor?


Foto: Ruch Żaganian



piątek, 12 kwietnia 2013

Spinka

Rewolucyjna czujność nie znosi żartów! Każda ręka podniesiona na partię będzie odrąbana!
Na Prima Aprilis zamieściłem tekst:
http://politicalmediashow.blogspot.com/2013/04/szokujacy-pomys-dziaaczy-lewicy.html

Tekst był i jest oczywiście żartem, dlatego wszystkich znających się na żartach pozdrawiam, a tych którzy się nie znają, też pozdrawiam i życzę więcej dystansu do otaczającej nas polityczno-poprawnej rzeczywistości oraz do samych siebie.


Od lewej: poseł SLD Boguś Wontor, poseł SLD Ryszard Kalisz (obecnie bezpartyjny) i przewodniczący SLD w powiecie żarskim Edward Skobelski.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Szokujący pomysł działaczy lewicy

Podczas wielkanocnego, wspólnego spotkania członków SLD powiatu żarskiego i działaczy Ruchu Palikota, podjęta została ważna inicjatywa.
Pomimo protestów grupy działaczy, po burzliwej dyskusji, postanowiono promować kontrowersyjny, a wręcz szokujący pomysł.


Narastająca w społeczeństwie homofobia, nietolerancja wobec osób transseksualnych i brak jakichkolwiek działań w celu zwiększania roli kobiet w życiu społecznym, stały się głównymi tematami wielkanocnego, wspólnego spotkania działaczy SLD i Ruchu Palikota z powiatu żarskiego.
W trakcie burzliwej wymiany zdań, młodzi działacze lewicy z zielonogórskiej SLD, którzy byli gośćmi spotkania, zaproponowali podjęcie wspólnej akcji wizerunkowej, mającej na celu podkreślenie solidarności ze środowiskami feministycznymi i transseksualnymi.
Akcja polegałaby na wykonaniu jednakowych tatuaży pod pachą prawej reki (wzór tatuażu zaprezentował działacz z Zielonej Góry). Następnie działacze lewicy z całego kraju, przeszliby w paradzie pierwszomajowej z podniesionymi prawymi rękami, zaciśniętymi w pięść, tak, żeby wyeksponować ideę zawartą w tatuażu.
Propozycja młodych zaniepokoiła starszych działaczy SLD, którzy zaczęli protestować i zastrzegać, że musieliby to skonsultować w domu z żonami. Szczególnie protestowali działacze SLD z koła tej partii w Żarach, wskazując, że pomysł jest dość kontrowersyjny i może przynieść odwrotny od zamierzonego skutek.  

Działacze z zielonogórskiej młodzieżówki SLD uspokajali jednak, że tatuaże nie muszą być wykonane oryginalnie – kto chce może wykonać sobie oryginalnie, a kto chce, to może sobie narysować flamastrem tylko na czas manifestacji. Chodzi przecież o ważną ideę i wspólne zamanifestowanie swojego sprzeciwu, a nie o szczegóły techniczne. Czasy zamordyzmu minęły i zmuszanie członków partii do czegokolwiek, byłoby niemoralne.

Obecny na spotkaniu poseł SLD, Boguś Wontor, zapowiedział, że propozycja jest warta dyskusji, i że przedstawi tę inicjatywę na zebraniu zarządu krajowego SLD jeżeli ze strony uczestników zebrania będzie taka wola. W demokratycznym głosowaniu, zebrani zdecydowali o kontynuowaniu dyskusji w poświątecznym tygodniu.



Działacz młodzieżówki SLD, prezentuje wzór tatuażu, mającego być formą protestu przeciw narastającej homofobii, dyskryminacji osób transseksualnych i wyrazem solidarności ze środowiskami feministycznymi.


Powyższy tekst był i jest oczywiście żartem primaaprilisowym! :-)

niedziela, 10 marca 2013

Kto pamięta o niezłomnych "Żołnierzach Wyklętych"?

W Żarach pojawiły się kartki, nawołujące do bojkotu NOP (Narodowe Odrodzenie Polski). NOP razem z kibicami Promienia Żary, zorganizował już po raz drugi marsz z okazji Narodowego Dnia Żołnierzy Wyklętych. Kartki rozlepione zostały na płotach, murach i skrzynkach energetycznych. Nie wiadomo, kto je rozkleił i kto nawołuje do tego bojkotu. Nie wiadomo, kto nie chce nacjonalistów w Żarach i nie chce ich "nigdzie". Nikt się po prostu nie podpisał.

Nie wiadomo także, jak władze samorządowe chcą upamiętniać Narodowy Dzień Żołnierzy Wyklętych? W Żarach można upamiętniać żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego z II. Armii oraz żołnierzy kresowych, bo istnieją - może to za duże słowo - pomniki, gdzie można składać kwiaty i organizować różne uroczystości. Największy pomnik mają w Żarach żołnierze Armii Radzieckiej, którzy zdobyli niemieckie miasto Sorau. 
Nie ma za to żadnego pomnika Żołnierza Polskiego czy też Chwały Oręża Polskiego, który byłby symbolem jedności i patriotyzmu.
Osobiście wytykam to od lat i będę wytykać nadal! Prędzej czy później, taki pomnik w Żarach powstanie.

Kto się boi podpisać pod tymi hasłami?

poniedziałek, 4 marca 2013

"Lechu", czyli Show must go on

W sprawie mniejszości seksualnych, prezydent Wałęsa, tak ogólnie ma rację. Propaganda mniejszości seksualnych jest nachalna, a szczególnie nieznośna stała się w ostatnich dniach. Zgorszenie stało się powszechne, bo  jak wiadomo nic tak nie gorszy jak publiczne powiedzenie kilku słów prawdy.
Prezydent Wałęsa we właściwym sobie galopie myśli i charyzmy, powiedział jednak o kilka słów za dużo - słów o “murze”, które po prostu nie przystoją.

Zapraszam do przeczytania mojegu tekstu, opublikowanego na portalu Nowy Ekran:

Kliknij na obrazek, żeby powiększyć



A tu pełny tekst, opublikowany na portalu Nowy Ekran. To dla tych, którzy nie lubią klikać na linki:


Fala dyskusji o depilacji klatki piersiowej, która przetoczyła się przez media, widocznie tak zdenerwowała prezydenta Wałęsę, że powiedział, to co myśli.

Ledwo tylko prezydent Lech Wałęsa publicznie pokazał się z odkrytą klatką piersiową na plaży, na Florydzie oraz ujawnił, co też tam myśli o udziale mniejszości seksualnych w życiu społecznym, a już sam pan poseł Biedroń  “chce się z nim spotkać” i jak twierdzi - “porozmawiać”*.
Nie wiadomo czy do spotkania dojdzie, a jeżeli już, to czy odbędzie się ono sam na sam, czy w świetle kamer? Jeden czy drugi wariant, będzie korzystny głównie dla posła Biedronia i mediów głównego nurtu, które będą miały kolejny temat zastępczy na dwa tygodnie. Ale mniejsza z tym!

Lech Wałęsa, po chwilach chwały – po tym jak przemawiał przed amerykańskim Kongresem i po tym, jak “razem z Danką zajął Belweder”, skupił się głównie na personaliach, przekonywaniu, że sam “obalił komunizm” oraz mówieniu o “rozwiązaniach i koncepcjach”, których to nie mają inni, a mieć powinni. Jest zapraszany do mediów głównego nurtu, komentuje, dokazuje, a że wspiera obóz obecnej władzy, flekując Kaczyńskiego, to jego komentarze są ze śmiertelną powagą cytowane i pokazywane równie często, jak komentarze Władka Frasyniuka.

Jednakowoż w sprawie mniejszości seksualnych, prezydent Wałęsa, tak ogólnie ma rację. Propaganda mniejszości seksualnych jest nachalna, a szczególnie nieznośna stała się w ostatnich dniach. Tu prezydent ma rację, a jak wiadomo nic tak nie gorszy jak powiedzenie prawdy, więc zgorszenie stało się powszechne.
Prezydent Wałęsa we właściwym sobie galopie myśli i charyzmy, powiedział jednak o kilka słów za dużo - słów o “murze”, które po prostu nie przystoją.
Może prezydent był po prostu zdenerwowany tym, że poseł Brudziński z PiS-u, który chciał się jakoś pokazać i "dotrzeć z przekazem", zarzucił prezydentowi depilowanie klatki piersiowej, o czym szeroko informowały media? Co prawda prezydent Wałęsa zarzeka się, że “ani jednego włosa sobie nie wyciął ani żyletką ani siekierą” i że gładki na klacie jest z natury”, ale może, te zarzuty spowodowały właśnie, że postanowił udowodnić, że jest twardzielem? Więc na złość powiedział to, co myśli. I wyszło, jak wyszło.
"Show must go on”

*Kawa na ławę, TVN24 03.03
*fakt.pl 01.03.2013

poniedziałek, 18 lutego 2013

Referendum w Żaganiu. Burmistrz i Rada odwołani!

Wg wstępnych danych, w wyniku Referendum, które odbyło się w niedzielę 17. lutego, odwołany został burmistrz miasta Żagania, Sławomir Kowal oraz radni Rady Miejskiej.
Dopisała frekwencja. To istotne, żeby referendum było ważne. O odwołaniu Rady Miejskiej, zadecydowało prawdopodobnie, tylko kilkanaście głosów ponad wymaganą frekwencję. O odwołaniu burmistrza prawie 1000 głosów powyżej wymaganej granicy. Zarówno Radę Miejską jak i Burmistrza, odwołała zdecydowana większość głosujących.

 Poniżej tabela z wynikami. Dane ze strony: www.facebook.com/RuchZaganian

Kliknij na obrazek, żeby powiększyć


środa, 13 lutego 2013

Drzewa rosną, ale i maleją!

"Niech żyje bal, bo to życie to bal jest nad bale!". No i ledwie dwa bale się skończyły, a już rozpoczął się stary-nowy bal. Okazuje się, że w XXI wieku nie można dokonać precyzyjnego pomiaru słynnej "smoleńskiej brzozy", bo "teren jest trudny" i złamanie jest "nieregularne". Stąd zamieszanie, bo wyniki pomiarów,  przeprowadzonych przez tzw. komisję Millera, różnią się od tych, które przeprowadzili biegli Naczelnej Prokuratury Wojskowej.


Zapraszam do przeczytania mojego tekstu na portal Nowy Ekran:
http://politicalmediashow.nowyekran.pl/post/87735,bal-wizja-i-dendrologia

Tekst publikuję także poniżej (dla tych, co nie lubią otwierać linków).


Bal, wizja i dendrologia

Kliknij na obrazek, żeby powiększyć


Sama pani red. Paradowska miała wizję w związku z balem “niepokornych”. Wizję urzeczywistniła Prokuratura Wojskowa, a sam pan red. Żakowski natychmiast wszystkich pouczył.

Sama pani redaktor Janina Paradowska “czytała i nie wierzyła oczom*, że odbędą się w tym roku dwa bale dziennikarzy. Jeden – tradycyjnie już na Politechnice Warszawskiej w stołecznym mieście Warszawie, a drugi w hotelu Grand, w królewskim, stołecznym mieście Krakowie.
Krakowski bal miał być i był balem organizowanym przez tzw. “niepokornych”, więc sama pani redaktor natychmiast wyraziła swoje “obawy” związane z tym “przedsięwzięciem”, które to - wiadomo - “wpisuje się w nurt państwa alternatywnego, państwa drugiego obiegu”. Sama pani redaktor, jako przedstawicielka awangardy religii antysmoleńskiej, wykorzystując okazję, postanowiła sobie podrzeć łacha i retorycznie pytała:“Czy głównym elementem scenografii nie mogłaby być smoleńska brzoza, pod którą zabrzmią patriotyczne pieśni?”

Dwa bale odbyły się w sobotę 9. lutego o czym donoszą media, zwracając szczególną uwagę na to, w co się niektórzy uczestnicy balów ubrali i dlaczego źle.

Jednakowoż, zgodnie z wizją samej pani redaktor, scenografia ze smoleńską brzozą, pomimo tego, że nie stanowiła tła “balu niepokornych”, to zanim jeszcze opadł kurz po tańczących, pojawiła się w mediach za sprawą Naczelnej Prokuratury Wojskowej.
Owóż media, powołując sie na NPW, poinformowały, że wg pomiarów przeprowadzonych przez biegłych, smoleńska brzoza została złamana na wysokości 770 cm, czyli dużo wyżej niż podawały raporty MAK- u i komisji J.Millera (5,1 m). Jak sie jednak szybko okazało, brzoza została przełamana na wysokości ok. 666 cm, a Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie zaczęła przepraszać za “błędne podanie danych, będące niezamierzonym efektem oczywistej omyłki rachunkowej. Omyłka ta wynikła z chęci jak najszybszego udzielenia odpowiedzi na pytanie dziennikarza"*
W tym samym czasie, kiedy to prokuratura uwijała się jak w ukropie, uruchomił się sam pan redaktor Jacek Żakowski, który pouczył “redaktorów i prokuratorów”, że drzewa “rosną”, o czym uczą na biologii w podstawówce.*


Jeżeli sama pani red. Paradowska to wszystko czyta, to z pewnością “nie wierzy oczom”, bo okazuje się, że drzewa nie dość, że potrafią rosnąć, to w ciągu kilku godzin potrafią też zmaleć.

Wiara w to, co piszą lub mówią na ten temat tzw. właściwe czynniki i piszą dziennikarze, została mocno nadwątlona. Popiołem z tej spalenizny niektórzy powinni posypać sobie głowy. Jest dobry czas ku temu.


*paradowska.blog.polityka.pl 11.01.2013

*wiadomości.wp.pl 11.02.2013

*wyborcza.pl 11.02.2013





niedziela, 27 stycznia 2013

Trudne związki

Po odrzuceniu przez Sejm wszystkich trzech projektów ustaw o związkach partnerskich, rozpętała się histeria. Tak jakby koniec świata, który mimo zapowiedzi nie nastąpił, miał jednak nadejść.
Zapraszam do przeczytania mojego tekstu na portalu Nowy Ekran:
http://politicalmediashow.nowyekran.pl/post/86922,histeria-czyli-o-rozmnazaniu-nornikow-w-kontekscie-zwiazkow

UWAGA! W związku z tym, że portal Nowy Ekran, nieoczekiwanie dla wszystkich komentatorów, publicystów i blogerów, przestał się ukazywać w sieci (wtorek,29 stycznia 2013)  i na obecną chwilę nie mam żadnych informacji, kiedy i w jakiej formule ponownie zacznie się ukazywać, to poniżej publikuje całą treść mojego tekstu, która była dostępna pod powyższym linkiem.



Kliknij na obrazek, żeby powiększyć


Histeria czyli o rozmnażaniu norników w kontekście związków



Histeria samego red. T.Lisa oraz całego, jakże znanego chóru, przerodziła się w akcję nienawiści, A przecież w historii tegoż świata nie dzieje się nic strasznego. I nic nowego.

Jeszcze posłowie nie opuścili dobrze rąk po głosowaniu w sprawie związków partnerskich, a już sam red. Tomasz Lis wpadł w histerię i od razu nazwał głosowanie, w którym posłowie odrzucili wszystkie projekty ustaw o związkach partnerskich, “absolutnym skandalem” i “kompromitacją Sejmu” oraz – jak na ego i instynkt lizusowski redaktora przystało - zarządził “dymisję Gowina”*.
Poseł Adam Szejnfeld natomiast, z wielkim smutkiem i troską obwieścił, że “przegrała demokracja, przegrała wolność”*, jakby nie zauważając, że przecież odbyło się jak najbardziej demokratyczne głosowanie, a grupa posłów PO – jakby nie patrzeć - wybrała właśnie wolność.

Tymczasem na Facebooku zaczęły krążyć różne “fanpejdże”, wyszydzające posłankę Krystynę Pawłowicz i posła Jarosława Kaczyńskiego, za to, że nie mają partnerów i są bezdzietni.
A co to ma do rzeczy? O podatkach czy prawie gospodarczym, decydują w Sejmie nauczyciele, lekarze, aktorzy i sportowcy, a premier jest historykiem, a nie ekonomistą.
Akcja “szukania męża dla posłanki Pawłowicz”, zapoczątkowana na fejsbukowym profilu przez samą panią redaktor Monikę Olejnik, jest tak samo żenująca jak możliwa przecież akcja “szukania męża dla posłanki Grodzkiej i żony dla posła Biedronia”


O ile akcja uderzającą w posłankę Pawłowicz, relacjonowana jest na portalu samego red. T.Lisa (“Jałowe związki partnerskie? Na Facebooku ruszyła akcja internautów: “Mąż dla posłanki Pawłowicz”*), to wyobrażam sobie tę histerię o “języku nienawiści” i “grzebaniu w życiorysach” w przypadku podobnej akcji, uderzającej w posłankę Grodzką i posła Biedronia.

W ramach zarządzonej histerii, pojawiły się też natychmiast oskarżenia o zaściankowość, nietolerancję, obskuranctwo, kołtuństwo i ciemnogród. I tak ogólnie, że “Unia Europejska” to i tamto. Nic nowego - stara śpiewka.
A przecież nie dzieje się nic nowego, co nie działoby się wcześniej w historii tegoż świata! Więc zamiast rozdzierać szaty i wszczynać histerię, to lepiej brać pokornie nauki od starych mistrzów!
Owóż i sam Jarosław Hašek – jeden z założycieli - opisał swojego czasu, pierwsze niepowodzenia Partii Umiarkowanego Postępu (w granicach prawa) na wsi czeskiej.

Oddajmy więc głos autorowi*:
Mogę stwierdzić, że wsi czeskiej nie tknęły owe wielkie idee liberalne ...(...). Wieś w roku 1904 nie była jeszcze należycie przygotowana na przyjęcie programu nowej partii. Czeski chłop nadal spokojnie obsiewał swoje pole, jego bydełko w oborze nadal spokojnie ryczało i dawało mu tyle samo mleka co przedtem. (…) W tym stanie rzeczy trudno było liczyć, że czeska wieś mogłaby także uznać nasze idee za swoje, niemniej jednak odważyliśmy się nasz program oświatowy propagować na zaniedbanej wsi czeskiej. (…) Jeden tylko człowiek spośród obywateli prowincji podał nam pomocną dłoń, (…) i natchniony naszymi zasadami zaproponował mi, żebym dla nieuświadomionej społeczności wiejskiej w Letnanach, urządził w najbliższą niedzielę popularny wykład w sali restauracyjnej jego ojca.”


Autor postanowił więc - mając na uwadze, że do ludu “trzeba przemówić, odwołując się do jego przywiązania do ziemi rodzinnej” - wygłosić wykład: “O pewnych nowych poglądach na tępienie norników”. I już na samym początku, przy pełnej sali, przywołał “niezwykłą teorię”, z którą wystąpił w roku 1812, angielski uczony Swifen – mianowicie, że “norniki się nie rozmnażają”, co bardzo oburzyło świat akademików francuskich. Niestety – znalazł się jeden francuski profesor, który poparł teorię Anglika i udowodnił to doświadczalnie. Mianowicie - “ponosząc niezwykłe nakłady finansowe” - pozyskał on dwa norniki, które umieścił w klatce, przez dwa lata pilnie obserwował i w końcu stwierdził, że “wszelako nie rozmnożyły się”.

Ale oddajmy głos autorowi:
Przypadek ten został starannie zbadany i wówczas okazało się, że oba norniki znajdowały się wprawdzie w jednej klatce i rzeczywiście były obserwowane przez dwa lata. Ale były to samce. W konsekwencji profesor (…) utopił się razem ze swoimi samcami w Sekwanie.

Po tych moich słowach nastał na sali hałas i jakiś człowiek przyskoczył do mojego stołu.

- Po co tu gadacie takie głupoty? Sąsiedzi, wywalmy go!

Wywalili mnie natychmiast, chociaż ich upewniałem, że to nie wszystko i że najlepsze dopiero będzie.

I rzeczywiście było. Wytarzali mnie w błocie na drodze do Dablic i gnali mnie drągami, bez kapelusza aż do Vysočan.”

Tekst powyższy posłu Szejnfeldu, redaktoru Lisu i redaktorczyni Olejnikowej dedykuję, jadnakowoż zauważając, że w temacie tolerancji nastapił kosmiczny postęp od czasów działalności Partii Umiarkowanego Postępu, więc powinni się cieszyć, że za gadanie głupot, drągami nikt już ich nie goni.


* natemat.pl, 25.01.2013
* Kawa na Ławę, TVN24, 27.01.2013
* natemat.pl 27.01.2013
* Jaroslav Hašek, Historia Partii Umiarkowanego Postępu (w granicach prawa), Wydawnictwo Literackie, Kraków 1987


niedziela, 13 stycznia 2013

List Romana Giertycha w sprawie dyr. o. Tadeusza Rydzyka

Roman Giertych wystosował w dniu 11.01.2013 r. list do Prowincjała Zakonu Redemptorystów i do wszystkich biskupów, w związku z tym, że telewizja TRWAM nie sprostowała i nie przeprosiła R.Giertycha, czego domagał się w liście z dnia 02.01.2013, skierowanym do Dyrektora TV TRWAM o. T. Rydzyka.

Oto treść tego listu (za portalem Najwyższy Czas! nczas.com 12.01.2013):



Wielce Czcigodny Ojciec Janusz Sok CSsR
Przełożony Prowincji Warszawskiej
Zgromadzenia Najświętszego Odkupiciela.
Czcigodny Ojcze Prowincjale!



Zwracam się do Ojca, jako do przełożonego o. Tadeusza Rydzyka CSsR, dyrektora Radia Maryja i Telewizji Trwam, w związku z sytuacją, jaka miała miejsce na antenie Telewizji Trwam w dniu 30.12.2012 r. W „Informacjach dnia” w obszernym materiale komentującym pewną plotkę polityczną padło oszczercze sformułowanie pod moim adresem: „były lider LPR przedstawia się jako zwolennik in vitro, łagodzi swój stosunek do ideologii ruchów homoseksualistów, czy wreszcie rezygnuje z rozszerzenia ochrony życia dzieci poczętych”.
W związku z tym kłamliwym pomówieniem, jawnie godzącym w moje dobre imię zwróciłem się bezpośrednio do dyrektora Telewizji Trwam z żądaniem przeprosin i sprostowania. Napisałem m.in.: „nie zmieniłem swoich poglądów odnośnie do kwestii etycznych, co do których Kościół katolicki głosi jednoznaczne stanowisko (…), nigdy nie byłem i nie jestem zwolennikiem legalizacji in vitro (…), nie zmieniłem swoich negatywnych poglądów odnośnie do ideologii ruchów homoseksualnych (…), nie zrezygnowałem z rozszerzenia ochrony życia dzieci poczętych” (pełna treść listu do o. Tadeusza Rydzyka w załączniku). Niestety nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Ponieważ oszczerstwo wyemitowane przez Telewizję Trwam narusza moje dobra osobiste i zniesławia mnie w oczach polskich katolików, proszę Ojca Prowincjała o interwencję u dyrektora tej stacji celem uniknięcia stosownych działań prawnych w tym zakresie.
Nie po raz pierwszy media podległe Ojcu Dyrektorowi podejmują kampanię zniesławiającą mnie w oczach katolickiej opinii publicznej.
Już w 2006 r. w całej serii artykułów zamieszczonych w Naszym Dzienniku atakowano mnie i moją formację polityczną posługując się kłamstwem i insynuacjami. Redakcja rozpisywała się o rzekomym wyprowadzaniu pieniędzy z LPR i sugerowała wykorzystywanie ich do wynajmowania bandytów mających rzekomo zastraszać naszych przeciwników politycznych, a dwaj redaktorzy posunęli się aż do złożenia doniesienia do prokuratury (na podstawie pomówień anonimowych informatorów), która wszczęła śledztwo w sprawie trwające ponad pięć lat. Przesłuchano ponad 500 świadków, działaczy LPR z całego kraju. W ubiegłym roku prokuratura umorzyła postępowanie nie znajdując podstaw do oskarżenia kogokolwiek, a redakcja Naszego Dziennika nigdy za te pomówienia nie przeprosiła. Wiem, że na osobiste polecenie Ojca Dyrektora dziennikarze za prowadzenie przeciwko mnie kampanii zniesławiającej otrzymywali wielotysięczne premie miesięczne. Rzekoma afera finansowa służyła natomiast PIS do eliminowania LPR z elektoratu. Był to czas sporu LPR z PIS o kwestie fundamentalne z punktu widzenia nauczania moralnego Kościoła – obronę życia, świadczenia prorodzinne (becikowe), nowy – bardziej wychowawczy – kanon lektur szkolnych (jako minister edukacji wprowadziłem do kanonu m.in. „Pamięć i tożsamość” Jana Pawła II). We wszystkich tych kwestiach spotkałem się z ostrym sprzeciwem PiS i popierającego to ugrupowanie Radia Maryja (nawet „becikowe” było krytykowane w Radiu Maryja i Naszym Dzienniku bez pardonu).
Ojciec Dyrektor prowadził wówczas z kierownictwem PiS negocjacje nt. wielomilionowych kontraktów rządowych na inwestycje geotermalne. Dziwnym trafem państwowe decyzje o inwestycjach w interesy Ojca Dyrektora czasowo korelowały z brutalnymi atakami na mnie i na moją formację organizowanymi w mediach mu podległych. Decyzje te podejmowali urzędnicy podlegli moim największym konkurentom w ówczesnym czasie, czyli politykom PiS. To wówczas sformułował on pod moim adresem złowieszcze zdanie: „jest już na katafalku” (uwaga ojca Rydzyka była bardzo szeroko komentowana w mediach i któregoś dnia moja mała córeczka zapytała mnie: „co to znaczy tatusiu, że jesteś na katafalku?”; jak boleśnie słowa katolickiego zakonnika przeżyła moja matka, wówczas jeszcze żyjąca, nie będę opisywał).
Skąd taka zajadłość u osoby duchownej? Mój spór z Ojcem Dyrektorem bierze swój początek od spotkania w Krakowie w 2002 r., na którym zażądał on podporządkowania politycznego i finansowego LPR jego władzy. Wówczas stanowczo i jednoznacznie sprzeciwiłem się ingerowaniu osoby duchownej w życie polityczne, uznając, że bieżąca działalność polityczna jest domeną osób świeckich. W odpowiedzi usłyszałem od Ojca Dyrektora, że zostanę zniszczony. Początkowo próbami zniszczenia politycznego było popieranie inicjatyw marginalnych Antoniego Macierewicza (Razem Polsce), czy „Dom Ojczysty”. Następnie Ojciec Dyrektor w sposób jednoznaczny poparł PiS.
W kwietniu 2007 r. LPR podjęła inicjatywę wprowadzenia konstytucyjnej ochrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Lider PiS Jarosław Kaczyński oficjalnie sprzeciwił się tej inicjatywie, żądając od swoich posłów, by jej nie popierali. W efekcie aż 94 posłów PiS nie udzieliło w głosowaniu poparcia wnioskowi o konstytucyjną ochronę życia (w tym sam J. Kaczyński). Ojciec Dyrektor wprawdzie publicznie zadeklarował poparcie dla naszej inicjatywy, ale de facto nie uczynił nic, by wymóc na PiS pozytywne głosowanie, gdyż prowadził w tym samym czasie inne negocjacje nad kolejnymi dotacjami rządowymi na swoje inwestycje. Dziś w mediach ojca Rydzyka występują w charakterze cenzorów mojej postawy katolickiej politycy PiS, którzy wówczas nie głosowali za życiem. (Charakterystyczne, że ówczesny poseł PiS Jacek Kurski najpierw w TVN24 w dniu 18 marca 2007 r. w programie Moniki Olejnik atakował inicjatywę konstytucyjnej ochrony życia, a następnie tego samego dnia na antenie Radia Maryja promowany był jako polityk autentycznie katolicki – tym samym dano czytelny sygnał kierownictwu PiS, że sprawa obrony życia nie jest traktowana przez Radio Maryja poważnie). W dniu głosowania projektu jeden z liderów PiS poseł Marek Suski podarł ze złości na sali sejmowej kilkanaście egzemplarzy listu skierowanego do posłów autorstwa J. E. ks. bpa Kazimierza Górnego (przewodniczącego rady ds. rodziny Konferencji Episkopatu Polski) z poparciem dla inicjatywy konstytucyjnej. W związku z postawą prezesa PiS i brakiem poparcia dla obrony życia, ówczesny marszałek sejmu Marek Jurek wystąpił z tego ugrupowania na znak protestu. Skutkiem ówczesnego głosowania w Sejmie jest dzisiejsza niepełna ustawowa ochrona życia. Dyrektorowi Radia Maryja wszystkie te fakty nie przeszkodziły w dalszym zwalczaniu LPR i popieraniu PiS, a dzisiaj mi zarzuca, że nie chcę w pełni chronić życia. Trudno o większą obłudę.
W moim najgłębszym przekonaniu – zgodnie z „Notą doktrynalną o niektórych aspektach działalności i postępowania katolików w życiu politycznym” wydaną przez Kongregację Nauki Wiary z 2002 r. (podpisaną przez Kard. Josepha Ratzingera i Prefekta Abp Tarcisio Bertone) oraz z zasadami, które sformułował Jan Paweł II w encyklice Evangelium Vitae (1995) i adhortacji apostolskiej Christifideles laici (1988) – katolicy świeccy mają prawo i obowiązek czynnego i ofiarnego angażowania się w życie społeczne i polityczne, natomiast hierarchowie Kościoła mają prawo i obowiązek oceniania tejże działalności z punktu widzenia zgodności z nauką społeczną i moralną Kościoła. Sytuacja natomiast, w której rozgłośnia katolicka, będąca własnością zakonu katolickiego, oraz jej dyrektor – osoba duchowna angażuje się jednoznacznie po stronie jednej określonej partii politycznej, a nawet usiłuje kierować działaniami konkretnej partii – obiektywnie godzi w dobro Kościoła i jest sprzeczna z nauczaniem kolejnych Papieży i Soborów. Zaangażowanie Radia Maryja i osobiście jej dyrektora w promowanie jednej partii politycznej oznacza bezprzykładne szkodzenie Kościołowi poprzez dzielenie społeczności katolickiej w Polsce. Atak Ojca Dyrektora na moją osobę i wcześniej na formację polityczną, którą kierowałem jest elementem tego dzielenia. Próbuje się na siłę – wbrew prawdzie – dopasować do swoich interesów scenę polityczną w ten sposób, że każdy, kto popiera PiS prezentowany jest jako wierny nauczaniu Kościoła, a każdy, kto ośmiela się krytykować PiS jako ten, kto temu nauczaniu jest przeciwny.
Proszę czcigodnego Ojca Prowincjała o stosowną interwencję u Ojca Dyrektora w celu spowodowania przeprosin i sprostowania przez Telewizję Trwam i Radio Maryja nieprawdziwych i krzywdzących informacji o mnie.
Jednocześnie pragnę poinformować, że rozsyłam niniejszy list do środków masowego przekazu, gdyż nie zostały sprostowane wypowiedziane oszczerstwa, a chcę aby wszyscy, którzy mogli uznać na podstawie kłamliwej audycji, że odszedłem od wierności nauczaniu Kościoła, dowiedzieli się, że jest to kłamstwo.

Z poważaniem,
Roman Giertych



W załączeniu:
List do o. Tadeusza Rydzyka z dnia 2.01.2013 r.

Do wiadomości:
- wszyscy biskupi w Polsce
- massmedia



Tu treść listu Romana Giertych, skierowanego do Dyrektora Telewizji TRWAM o.Tadeusza Rydzyka w dniu 02.01.2013 r.:

Kliknij na obrazek, żeby powiększyć.



środa, 9 stycznia 2013

Kalisz w Żarach

Poseł Ryszard Kalisz gościł 8. stycznia 2013 r. w Żarach. Otwarte spotkanie odbyło się w sali Szkoły Muzycznej im. G.P.Telemanna. Posłowi Kaliszowi towarzyszył lubuski poseł Boguś Wontor, a spotkanie prowadził przewodniczący SLD w powiecie żarskim - Edward Skobelski. 

Na pytanie dlaczego SLD postanowiło eksponować postać Edwarda Gierka, którego rządy zakończyły się wielkim zadłużeniem i kartkami na różne, podstawowe towary, przyznał, że SLD jest w dużej mierze partią sentymentu. 
Na pytania czy SLD będzie za zniesieniem, niemoralnego podatku dochodowego i zastąpienia go podatkami celowymi, czy SLD będzie za okręgami jednomandatowymi i czy wprowadzi ustawę o działalności gospodarczej na wzór ustawy z 1988 r. ministra w rządzie premiera Rakowskiego, Mieczysława Wilczka, poseł Kalisz odpowiedział, że jednak państwo powinno mieć jakiś nadzór i kontrolę, że sam wolny rynek nie załatwi problemów, że banki zarabiają dzisiaj krocie i dlatego należy je bardziej opodatkować, na co - całkiem słusznie -  posłowi odpowiedział natychmiast kolega Janek, że banki przerzucą koszty podatku na konsumentów, czyli na nas wszystkich.

Zresztą, kolega Janek sam skomentował to w następujący sposób:

"Jedynym problemem SLD wg Kalisza jest to że nie mają władzy i że konflikt społeczny przebiega na linii PO-PiS, a lewica jest ignorowana i zapomniana.
Nie powiedział ani słowem na temat masowej emigracji zarobkowej i coraz wyższych obciążeń podatkowych.
Miły i sympatyczny pan, ale trzymać go jak najdalej od władzy" 


Jedno trzeba posłowi Kaliszowi przyznać. Ma doświadczenie w tego typu spotkaniach. Panuje doskonale nad salą, mówi płynnie, jest sympatyczny.
No i ten teatralny dramatyzm w głosie i gestykulacja - szczególnie jak mówi o PiS-ie - i jak komentuje bieżące wydarzenia polityczne.
Zresztą - zobaczcie poniżej sami!

Ale najpierw jeszcze jedna uwaga. Ciekawe, że nikt nie zapytał o list Młodych Socjalistów, skierowany do byłego prezydenta A.Kwaśniewskiego i ostre słowa krytyki, które padły w kierunku posła Kalisza. 
Tu treść listu:
http://politicalmediashow.blogspot.com/2013/01/modzi-socjalisci-pisza-list.html 



Ryszard Kalisz na spotkaniu w Żarach, w teleobiektywie Rafała Szymczaka.



Boguś Wontor, Ryszard Kalisz, Edward Skobelski