25 lat temu runął mur w Berlinie

25 lat temu runął mur w Berlinie
Za plecami karabiny republiki. Berlin Zachodni 1988 r. Stoję na punkcie kontroli granicznej "Charlie", w strefie amerykańskiej. W tle enerdowskie przejście kontrolne. Przejście na wschodnią stronę i słynne tablice, informujące w czterech językach o tym, że "opuszczacie sektor amerykański" (YOU ARE LEAVING THE AMERICAN SECTOR). Kilkaset metrów dalej stacja Friedrichstrasse.

niedziela, 28 sierpnia 2011

Konkurencja dwutorowa

Przepychanka medialna w sprawie debat trwa w najlepsze. Wszyscy zgłaszają chęć merytorycznej debaty i wzywają pozostałych do takowej, apelując, żeby tamci nie tchórzyli, nie bali się i nie uciekali. Wszyscy są gotowi i mogą choćby dziś stanąć i rozmawiać o sprawach najważniejszych dla Polski.
Oczywiście merytoryczna debata odbywać się powinna, ale jak się okazuje, to wyłącznie w jedynie słusznym gronie. Rzecznik PiS, Adam Hofman, nie owija w bawełnę i mówi, że "w Polsce jest tylko partia, która rządzi - Platforma - ze swoimi przystawkami PSL-em i SLD, przyszłą przystawką. No i jesteśmy my. I jeśli w ogóle toczy się jakiś spór to między nami", a lider PSL - Waldemar Pawlak stwierdza, że: "ponieważ od czterech dni mamy dramatyczną dyskusję, gdzie się spotkać i o czym rozmawiać, to ze strony PSL mamy taką prostą propozycję wychodzącą naprzeciw tym dramatycznym wyzwaniom: proponujemy, by PO i PiS spotkały się w PSL".


Tymczasem, bez zbędnego jazgotu medialnego i dramatycznego rozdzierania szat, pierwszą merytoryczną debatę, pomiędzy lewicą a prawicą, zapowiedzieli w niedzielny wieczór Janusz Palikot i Janusz Korwin-Mikke. Sprawnie, konkretnie, normalnie – po prostu bez ściemy, czyli tak jak chciał premier D.Tusk. To musiało zaniepokoić sztaby wyborcze partii sejmowych, więc trzeba było coś szybko zorganizować, żeby uniknąć całkowitej kompromitacji i odebrać atut pierwszeństwa.
W piątkowy wieczór, w stacjach telewizyjnych POLSAT i POLSAT NEWS, odbyła się więc, zorganizowana z godziny na godzinę dyskusja zaproszonych do studia gości – Waldemara Pawlaka i Donalda Tuska. Grzegorz Napieralski nie przyszedł, Jarosław Kaczyński i Paweł Kowal byli na wyjeździe. Rozmowę w studio Waldemara Pawlaka z Donaldem Tuskiem okrzyknięto szumnie debatą. Ta tzw. debata, polegała na tym, że rządzący, sami ze sobą i dziennikarzem prowadzącym, rozmawiali o sobie samych. Janusz Palikot, który chciał uczestniczyć w tej dyskusji, ale nie został wpuszczony do studia telewizyjnego, na swoim blogu, podsumował: “to, co obejrzeliśmy w TV to fikcja, propaganda koalicjantów, ideowych wydmuszek, przypominających duet PZPR-ZSL!”
W piątkowy wieczór, w głównych wydaniach wiadomości, rozmowa premiera z wicepremierem przeszła bez echa. W Faktach TVN, nie padło nawet słowo na jej temat, a w Wiadomościach TVP1, jednym zdaniem, poinformowano, że “dzisiaj debatują W.Pawlak z D.Tuskiem”, nie informując, gdzie się odbywa ta tzw. debata i o czym ona jest. Takowa informacja byłaby po prostu reklamą dla konkurencyjnej stacji telewizyjnej. POLSAT był szybszy i wykorzystał nadarzającą się okazję, żeby zareklamować konkurencyjną dla TVN24 stację POLSAT NEWS.
No i słusznie! Skoro sejmowi politycy i sztaby wyborcze robią sobie żarty dla swoich korzyści, to dlaczego żartów dla swoich korzyści nie mieliby robić inni – także stacje telewizyjne? Politycy chcą wygrać “dla dobra Polski” to i stacje telewizyjne chcą podnieść oglądalność “dla dobra widzów”. W całej tej grze zorientowali się i to nie od teraz, nawet tzw. zwykli ludzie, którzy tak jak w Wałbrzychu czy Żarach, byli gotowi oddać dla przyszłości Polski swój cenny głos w wyborach, ale nie za darmo. Skoro “oni” chcą zarobić, to i “my” chcemy zarobić - choćby dwie dychy lub flaszkę wina.  W Wałbrzychu wyszli naprzeciw tym oczekiwaniom zwykłych ludzi, politycy związani z PO, a w Żarach politycy lewicy. To się nazywa wyczuwaniem nastrojów społecznych i otwarciem na postulaty lokalnego społeczeństwa. 
Jak więc widać, konkurencja wyborcza nie dotyczy wyłącznie partii politycznych, ale także mediów i nawet zwykłych ludzi.

p.s.
Ciekawe jak do debaty J.Palikot kontra J.Korwin-Mikke podejdą niezależne i publiczne media?
Tu mamy przedsmak prawdziwej debaty:
http://www.youtube.com/watch?v=wEzsw8jGKZg&feature=related 
http://www.youtube.com/watch?v=M8O1kedzxao

*Polska The Times 23.08.2011

środa, 24 sierpnia 2011

Koniec konkursu. Wyniki.

W dniu 19. czerwca b.r. ogłosiłem konkurs, na nazwę miejscowości, której nazwy nie widać, a zaczyna się na literę: "L".  Prosiłem, żeby odpowiedzi kierować na skrzynki mailowe właściwych urzędów, a najlepiej na Berdyczów. 
Konkurs cieszył się dużym powodzeniem i po dwóch miesiącach mamy wyniki!
Było tak jak na zdjęciach poniżej:


Żary, pl.Łużycki, 19. czerwca 2011






Po dwóch miesiącach nastąpiła zmiana i jest tak:


Żary, pl. Łużycki, 23. sierpnia 2011




Wyniki konkursu:
nazwa miejscowości to - Lubieszów
zwycięzcy konkursu:
1. Zdrowy rozsądek
2. Właściwe urzędy
3. Kierowcy wszystkich stron świata
czynniki sprzyjające: 
1. Strach przed opinią publiczną
2. Zbliżające się wybory 
3. Akcja propagandowa "Polska w budowie"


Konkurs okazał się sukcesem. Tak naprawdę wygrali mieszkańcy miasta i powiatu żarskiego, bo nikt z przyjezdnych nie będzie się teraz z nich śmiał. 
Zwycięzcom gratuluję.

wtorek, 23 sierpnia 2011

Krzyżyk na przewodniczącym

Gruchnęła wieść, że na wrocławskiej liście Ruchu Poparcia Janusza Palikota, znalazła się jego teściowa. Co prawda, na 13. miejscu, ale zawsze. Ruszyli harcownicy i zaczęli dokazywać o “nepotyzmie” i o tym, że “miały być lepsze standardy”. Harcownicy najwyraźniej zapomnieli, że to przecież właśnie są te “lepsze standardy”. Różne środowiska z SLD i PO na czele, zachłystywały się i odmieniały na wszelkie sposoby słowo “parytety”. Ustawowo została więc zagwarantowana procentowa liczba miejsc na listach wyborczych dla kobiet. Niektórzy, w tym np. Janusz Korwin-Mikke, ostrzegali, że skończy się to łapanką i upychaniem na listy żon, córek, kuzynek, koleżanek i kochanek, aby tylko spełnić wymogi ustawowe. No i mamy właśnie skutek ustawy. Wrocławską listę RPP otwiera kobieta – lekarz, a przecież teściowa też kobieta i z 13. miejsca popracuje, żeby lista dostała jak najwięcej głosów. Każdy głos na wagę złota. W całym tym szumie nikt nie informuje, kim jest teściowa J.Palikota, oprócz tego, że pełni funkcję teściowej. Ci, którzy teraz wspominają coś o “nepotyzmie”, powinni w swojej hipokryzji siedzieć cicho albo oburzać się na takiego Ryszarda Kalisza z SLD, który to zawsze w mediach stoi na czele walki o parytety i specjalne prawa dla środowisk homoseksualnych, ale jak tylko przyszło do układania list wyborczych, to natychmiast pogonił z pierwszego miejsca, partyjną koleżankę - Katarzynę Piekarską i sam zajął tzw. jedynkę – miejsce dające mandat na 99%. Podobnie w województwie lubuskim – posłowie SLD, Boguś Wontor (tak się kiedyś reklamował w wyborach – “To Boguś Wontor”) i Jan Kochanowski, tak bardzo popierali parytety, że oczywiście umieścili na liście kobiety, ale sami umieścili się na ich czele. I chociaż Boguś Wontor został w efekcie zepchnięty przez demokratyczny kolektyw (skupiony w osobie nielubiącego go chyba przewodniczącego, “męża stanu” Grzegorza Napieralskiego), to niesmak parytetowy pozostał. Sympatyczna i lubiana, kandydatka z Żar, szefowa niosącego kaganiec oświaty, lokalnego ZNP – Lucyna Grzybowicz, została schowana na 8. miejsce – tak, żeby zmniejszyć jej szansę. W ogóle to SLD strzeliło sobie w stopę, w przypadku działacza środowisk homoseksualnych, R.Biedronia. Tak go zwodzili, że w końcu trzasnął drzwiami i przyjął propozycje J.Palikota, żeby startować z listy RPP. No i proszę - będzie jedynką w okręgu gdańskim, gdzie zmierzy się z premierem L.Millerem z SLD. Janusz Palikot wykazał się refleksem i zagrał po mistrzowsku. Zresztą – to środowisko, które głosowało dotychczas na SLD, czyli Kampania Przeciw Homofobii, nie chce już mieć nic wspólnego z tą partią i poprą RPP. Działaczka KPH wystartuje np. z listy RPP w woj. lubuskim.* Sprawa R.Biedronia przeważyła szalę, ale jeszcze nie umilkł szum, a już szefowa Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, Wanda Nowicka, zrezygnowała z kandydowania z list SLD i także wystartuje z listy RPP J.Palikota. Stwierdziła przy okazji, że wydaje jej się, iż obecny SLD "nie jest partią wiarygodną", bo przez 20 lat w Sejmie i wiele lat w rządzie nie zrealizował postulatów środowisk, które W.Nowicka reprezentuje.*  

Zdjęcie fanki J.Palikota ze strony RPP, foto. E.A.Zalewska

 Te sytuacje obnażyły hipokryzję i cynizm SLD. Oczywiście, nie moje to zmartwienie i nie moja troska. Teraz pojawią się zaklęcia i czary. SLD będzie musiało nadrabiać miną – odbudowa wizerunku partii walczącej o prawa kobiet i przywileje dla osób homoseksualnych, przez kilka tygodni kampanii, będzie jednak mało realne. Tym bardziej, że z informacji, do których “dotarł” tygodnik WPROST*, wynika, że były prezydent A.Kwaśniewski nie chce być twarzą kampanii SLD, a osoba “z otoczenia prezydenta” mówi, że A.Kwaśniewski “postawił na Napieralskim krzyżyk”. Jak krzyżyk, to krzyżyk. Tu obrońców chyba nie będzie.
*Gazeta Wyborcza Zielona Góra, 19.08.2011    *Gazeta.pl, 22.08.2011    *WPROST 20.08.2011






sobota, 20 sierpnia 2011

Debaty koncesjonowane

Korzystając ze starych i sprawdzonych wzorów okrągłostołowych, kiedy to generał Czesław Kiszczak, w mniej lub bardziej zawoalowany sposób, dobierał sobie opozycję do rozmów, premier Donald Tusk postanowił zrobić ten sam manewr. Zaproponował* otóż tzw. “debatę” na temat "spraw najważniejszych dla Polski". W debacie uczestniczyć mieliby ministrowie obecnego rządu, ale nie ci z PSL, tylko ci z PO oraz wyznaczeni przedstawiciele “największej opozycyjnej partii”, czyli PiS. Debata miałaby odbywać się codziennie w “dowolnej stacji telewizyjnej”, a jej zwieńczeniem byłaby rozmowa samego premiera Tuska z prezesem Kaczyńskim. Premier nie ma nic przeciwko wspólnemu ustaleniu "reguł gry", żeby nie było "żadnej ściemy".
Największa partia sejmowa, która dostaje wielomilionowe dotacje z budżetu państwa, czyli pieniądze podatników, chce jeszcze mieć dodatkowy, bezpłatny czas w kampanii wyborczej, na tzw. “debatę”. Do tego proponuje, a właściwie to wyznacza sobie, drugą, sejmową, biorącą dotacje państwowe partię, jako dyskutanta. A przecież te dwie partie, nie mówiąc już o konkretnych posłach, są w sejmie od wielu lat, rządziły, i rządzą Polską. Mogły i nadal mogą debatować w sejmie na tematy gospodarcze i te "najważniejsze dla Polski” – nawet codziennie. Mało tego – mogły faktycznie działać, będąc u władzy, wdrażać w życie i realizować różne pomysły. Przedstawiciele tych partii, debatowali i rozmawiali już na wszelkie możliwe tematy, przez kilka ładnych lat, co tydzień w programie “Kawa na ławę”,“Forum”, “Tomasz Lis na żywo”, “Teraz my”, “Rozmowa Rymanowskiego” i w wielu, wielu innych programach telewizyjnych i radiowych - także tych lokalnych. Co nowego powiedzieć może więc minister Cezary Grabarczyk? Co nowego powie minister Julia Pitera? Czym zaskoczy nas Ewa Kopacz? Czym może zaskoczyć nas minister Jacek Rostowski? Zasypią nas liczbami, cytatami z dokumentów, paragrafami i nowomową partyjno-urzędniczą, która w wielu rodakach budzi ciągle jeszcze podziw i poważanie. Powiedzą, że “mają wiedzę”, co trzeba zrobić i mają plan, i gotowe rozwiązania? Skoro “wiedzą” i “mają”, to przecież mogli i mogą to robić. PiS był u władzy i miał swojego prezydenta – PO jest u władzy i ma swojego prezydenta od roku. Kto więc przeszkadza?
Premier oczywiście “nikomu nie zamyka drogi do debaty” i dlatego “wraz z ministrami swojego rządu będzie do dyspozycji każdej innej partii”, ale “wszyscy widzimy”, że to PO i PiS “realnie ubiegają się o to, aby rządzić” i “ten pojedynek o przyszłość Polski rozstrzygnie się jednak między tymi dwoma partiami". Czyli jak premier mówi, że “nikomu nie zamyka drogi do debaty”, to wiadomo, że mówi.
A może należałoby taką debatę zorganizować, ale pod warunkiem, że PO i PiS będą rozmawiać z mniejszymi, pozaparlamentarnymi partiami, np. z Nową Prawicą Janusza Korwin-Mikke, Ruchem Poparcia Janusza Palikota, Prawicą RP Marka Jurka? Rozumiem – siadają naprzeciw siebie premier Donald Tusk, Janusz Korwin-Mikke, siada Jarosław Kaczyński, Janusz Palikot i Marek Jurek. Wtedy miałoby to sens, bo wyborcy mogliby dowiedzieć się czegoś nowego, zobaczyć faktyczne różnice programowe i mieć jakiekolwiek porównanie. ... Wiem. Mało możliwe. Miłująca demokrację, prawdę i sprawiedliwość “Banda Czworga” nie dopuści. Będą rozmawiać, ale tylko w swoim gronie – dwóch, a po chwilowym przeczołganiu PSL i SLD - czterech największych partii sejmowych. Bo przecież chodzi o to, żeby były jasne "reguły gry", i żeby nie było "żadnej ściemy". Inaczej byłoby to niezgodne z rozpisanym scenariuszem i podziałem ról.

*WPROST, 20.08.2011




wtorek, 16 sierpnia 2011

Janusz-ów 2-óch

Janusz Korwin-Mikke z pozycji prawicy i Janusz Palikot z pozycji lewicy, mocno atakują 4. PZPR-y, czyli PO, SLD, PiS i PSL, malowniczo zwane przez tego pierwszego - “Bandą Czworga”. Media nie ułatwiają im tego zadania – no, może J.Palikotowi w mniejszym stopniu, bo jest zapraszany do telewizji, głównie do TVN. JKM, którego większość mediów udaje, że nie widzi, ma trudniejsze zadanie, ale radzi sobie świetnie. Jest królem internetu, ale widocznie idzie mu za dobrze - stąd pojawiają się różne, zgodne z obowiązującą tendencją i czarnym pijarem, komentarze. Marcin Sobierajski w komentarzu zatytułowanym “Palikot i PO trzęsą internetem”*, zwrócił właśnie uwagę na rolę internetu i mediów społecznościowych w kampanii wyborczej. Bieżąca kampania miała być pierwszą, w której internet odegra znaczącą rolę. M.Sobierajski wziął się więc za porównanie aktywności poszczególnych partii w sieci. Porównanie to wypadło słabo i na niekorzyść niektórych partii. Autor pisze, że “oprócz klubów parlamentarnych nie sposób nie wymienić trzech pozasejmowych podmiotów. Janusz Palikot, Janusz Korwin-Mikke i Marek Jurek to właściwie jedyne twarze swoich partii. Dwaj pierwsi w Internecie to potęga, przynajmniej pod względem liczb. Profil Ruchu Poparcia Palikota to 31 tysięcy fanów; profil Kongresu Nowej Prawicy tych fanów ma 10 tysięcy. Popatrzmy na strony społecznościowe Facebooka i porównajmy, czy to się zgadza?I tak, biorąc pod uwagę główne i najliczniejsze profile, mamy*:

Ruch Poparcia Palikota organizacja non profit – 31.524
Ruch Poparcia Palikota partia polityczna – 987
Janusz Palikot fanclub - 1226
Janusz Palikot polityk – 305
razem: 34.042

Janusz Korwin-Mikke polityk – 61.961
Kongres Nowej Prawicy partia polityczna – 10.212
razem: 72.173

Oczywiście, fani mogą się dublować na poszczególnych profilach, ale nawet, jakby odjąć wszystkich fanów Kongresu Nowej Prawicy, to i tak profil JKM miałby ich przeszło 50 tysięcy. Fani Janusza Palikota, to przeszło 30 tysiecy.
O co właściwie chodzi? Otóż o to, że M.Sobierajski zauważył, że np. “... poparcie dla Prawicy Rzeczypospolitej – tylko 1,8 tysiąca. Sam profil Marka Jurka to prawie 4 tysiące użytkowników.”, a “nie zauważył” i nie zrobił takiego samego porównania w stosunku do JKM, gdzie poparcie użytkowników dla KNP, to 10 tysięcy, a sam profil JKM to przeszło 60 tysięcy. Autor wysnuwa "na podstawie internetowych sukcesów Palikota i JKM", tzw. wniosek, że młodych użytkowników mediów społecznościowych przyciągają takie One Man Team, z wyrazistym i charakterystycznym liderem. W odróżnieniu od realnego świata, gdzie zapewne skończą z góra 2-3% poparciem.” Autor już wie, że fanami są ludzie młodzi (“pan jest jeszcze młody, co pan może wiedzieć o życiu”), szufladkuje i zgodnie z polityczną poprawnością tzw. niezależnych mediów z misją, dokopuje J.Palikotowi i JKM, grzecznie omijając np. PJN, który to, podobnie jak tekst M.Sobierajskiego, żadnych porównań nie wytrzymuje, ale z 1% poparcia w sondażach, umieszczone jest na stronie kampanianazywo.pl Ale takiego KNP i nazwiska Janusz Korwin-Mikke na tej stronie nie ma, chociaż inne partie i politycy, biorący udział w kampanii wyborczej 2011, jak najbardziej są. Widocznie autorzy strony “zapomnieli”, “nie zauważyli” lub mają osobiste urazy, ale to w końcu kwestia wiarygodności, a wiadomo, że wiarygodność i honor to ciemnogrodzkie zabobony, więc wszystkich nie obowiązują.                    A tych słynnych “młodych, wykształconych z dużych miast”, przyciągnęła 4 lata temu, będąca na fali One Man Team, czyli D.Tusk i PO. Teraz, także tych samych młodych, ale dodatkowo, także tych mniej wykształconych i z mniejszych miast, przyciągają inni? Jak Kalemu ukraść to źle ...?

*kampanianazywo.pl, 15.08.2011             *Facebook,stan na dzień 15.08.2011

Janusz Korwin-Mikke z Kongresu Nowej Prawicy i Janusz Palikot z Ruchu Poparcia, atakują "Bandę Czworga". kliknij na obrazek, żeby powiększyć














sobota, 13 sierpnia 2011

Doświadczone kadry mężów


Były minister sprawiedliwości, przewodniczący komisji śledczej ds. nacisków, A.Czuma (PO) w radio TOK FM* poinformował o działającym przy CBA (za rządów PiS i potem), Biurze Postępowań Kontrolnych. Biuro to badało oświadczenia majątkowe wyższych urzędników, zatrudniało 52 osoby, a rozpatrzyło 454 sprawy (w ciągu 3 lat)
- Każda z tych 52 osób, mająca wyższe wykształcenie (inna sprawa, że to była oceanografia, rusycystyka, archeologia) - przez rok rozpatrzyła niecałe 3 sprawy. Co ci ludzie robili?
No jak to, co robili? Panie ministrze! Po prostu byli i brali pieniądze. Teraz w tzw. CV wpiszą sobie, że w latach tych a tych, pracowali w dużej, poważnej, państwowej instytucji kontrolnej na stanowisku takim a takim. To się nazywa “zdobyte doświadczenie” - “doświadczenie” niezbędne do “wygrywania” różnych “konkursów” na kolejne intratne stanowiska w administracji publicznej. Partia musi przecież mieć “doświadczone” kadry! Taki dla przykładu, przewodniczący SLD, Grzegorz Napieralski, szlifował “doświadczenie” jako etatowy Sekretarz Wojewódzki zachodniopomorskiego SLD i robił zdjęcia telefonem komórkowym samemu prezydentowi USA B.Obamie, na spotkaniu, podczas wizyty w Polsce. Chyba dlatego i w związku z tym, G.Napieralski ma być przedstawiany w kampanii wyborczej, jako “mąż stanu”? A przecież z wszelkich dostępnych na niebie i ziemi informacji wynika, że jest mężem Małgorzaty, a nie jakiejś Stanu. A tak w ogóle, to nie ma takiego imienia “Stanu”! Ale śmiech śmiechem, a przecież nie jest wcale do śmiechu, jak pomyśleć, że pieniądze na kampanie wyborcze partii sejmowych, pochodzą w większości z dotacji państwowej, czyli są to pieniądze podatników. Za te pieniądze można więc napisać samemu o sobie np. “wybitny polityk”, “znany i uznany”, “wysoce ceniony” i.t.p. Można też napisać “mąż stanu”, a nawet “prawdziwy mąż stanu”, żeby nikt nie miał wątpliwości. Tylko dlaczego za taką partyjno-literacką twórczość, mają płacić podatnicy? Można ludzi traktować jak nierozumne bydło rogate? Można.      
No, ale co tu się dziwić, kiedy ludzie, będący kandydatami na kolejnych “mężów”, a nawet na “żony stanu”, dziwią się z ważniejszych powodów. Posłanka PO, Małgorzata Kidawa-Błońska, powiedziała np. w programie Wirtualnej Polski "Z każdej strony"*, że nie czytała raportu Andrzeja Czumy, ale dziwią ją wnioski przewodniczącego komisji ds. Nacisków. No i proszę! Można nie widzieć i nie czytać dokumentów a dziwić się z wniosków, które przedstawia ktoś, kto dokumenty widział i czytał. W tym samym czasie powracający z wojny w Afganistanie, polscy żołnierze z Żagania i Świętoszowa, mają kłopoty, bo armia redukuje etaty i wielu faktycznie doświadczonych wojskowych nosi się z myślą odejścia do cywila lub odchodzi, bo nie ma dla nich miejsca. Oni nie kreują się na “mężów stanu” i nie dziwią. Obserwują skutki rządów ministra Klicha.
*Radio TOK FM, 09.08.2011  *WP.pl, 11.08.2011

sobota, 6 sierpnia 2011

Świadkowie budowy

Parlamentarzyści PO mają zapukać do drzwi i przynieść, zaskoczonemu takim wyróżnieniem wyborcy broszury, pokazujące Polskę w budowie i opisujące różne dokonania obecnej władzy. Ma to być forma “dialogu z ludźmi”, a nie nachalnej propagandy wyborczej. Podobnie jak w spotach wyborczych tej partii, w których wypowiadają się tzw. “normalni i zwyczajni ludzie", którzy “chwalą zmiany” i nie biorą za to wynagrodzenia, co podkreślił przedstawiciel sztabu wyborczego PO, w przeciwieństwie do spotów PiS, w których występują wynajęci i opłacani aktorzy. O tym, kto i co bierze, a szczególnie w temacie wynagrodzeń, z pewnością długo by dyskutować, najlepiej na przykładzie korupcji wyborczej z udziałem partii rządzącej w Wałbrzychu. Przy okazji można podyskutować też o aferze korupcyjno-wyborczej w wyborach samorządowych 2010 r., w Żarach z udziałem tzw. lewicy, skupionej w SLD, a dokładnie z byłym radnym miejskim tej formacji w roli głównej.

Jak wyglądał ten “dialog z ludźmi” do tej pory i tzw “zmiany”, możemy przekonać się na przykładzie budowy polskiej armii, o czym konkretnie wypowiedział się, przepytywany przez POLSKA THE TIMES*, generał w stanie spoczynku, Waldemar Skrzypczak. Stwierdził był mianowicie, że: - Minister Klich nie zrozumiał swojej roli. Otoczył się on ludźmi z Krakowa, którzy byli mu bliscy w sensie towarzyskim. Ci ludzie byli mało kompetentni i zupełnie niemerytoryczni. Dbali oni o własne kariery, budując osobiste korzyści. Ludzie Klicha nie działali w interesie armii. A minister Klich oparł na nich całe swoje zaufanie. Zaowocowało to katastrofalnym stanem całego wojska. Największym nieszczęściem było to, że cywilni pracownicy MON nigdy nie byli w wojsku ani nie chcieli widzieć jego potrzeb. Budowa polskiej armii szła jednak pełną parą, bo przecież pieniądze na armię – jak podkreśla generał - są i MON ma wystarczającą ilość pieniędzy - Ale jego wydatki są niewłaściwe i źle zaplanowane. Wynika to z tego, że wielu ludzi, którzy mają wpływ na plan wydatków ministerstwa, wykorzystuje swoje stanowiska służbowe, wciskając w nie wydatki, które nie służą armii. Często kupuje się sprzęt, który przez kilka lat zalega w magazynach i później do niczego się nie nadaje. Nie wykorzystuje się zasobów i kupuje się kolejne niepotrzebne rzeczy. Za ten stan odpowiadają ludzie związani z lobbystami.

Jeżeli zaś chodzi o tzw. “dialog z ludźmi”, to wyglądał on tak, że metodą na mówiących prawdę o stanie lotnictwa wojskowego i ogólniej wojska, były dymisje, bo - Ludzie w Ministerstwie Obrony byli nastawieni wyłącznie na sukces. Właściwie do tej pory w ogóle nie dopuszczali słów krytyki, ale - Najgorszą rzeczą, do której doprowadziło kierownictwo MON, był upadek moralny w wojsku i zabicie autorytetu. Wojskowi nie ufają już kierownictwu. Wszystko przez to, że w ministerstwie największe znaczenie miały kolesiostwo i układy interesów.  
Generał w stanie spoczynku, Waldemar Skrzypczak
 Straszne rzeczy! Proponuję więc, aby parlamentarzyści PO udali się z broszurkami o Polsce, a szczególnie o armii w budowie, do tzw. zwyczajnych ludzi w Żarach i Żaganiu, gdzie zamieszkuje wielu byłych i obecnie służących wojskowych z rodzinami i tam weszli w ów dialog. Zresztą – tak na marginesie - już sam kontakt z wyborcą, stojącym w drzwiach mieszkania, w kapciach, dresie i z kubkiem herbaty w ręku, może być bardzo pouczający. Natomiast o tym, kto w tym kontakcie jest wynajętym i opłacanym aktorem, klepiącym przygotowane przez pijarowców formułki i chwalącym zmiany, a kto tylko biernym uczestnikiem “dialogu”, jest już z góry wiadome.

A tak już zupełnie na marginesie, to parlamentarzyści PO (a także z pozostałych partii tzw. Bandy Czworga, czyli PiS, SLD i PSL) powinni brać przykład z Janusza Palikota (Ruch Poparcia) i Janusza Korwin-Mikke (Kongres Nowej Prawicy), którzy w ostatnich kilkunastu miesiącach odbyli setki spotkań z ludźmi w całej Polsce i prowadzili faktyczny, a nie pozorowany dialog.


*POLSKA THE TIMES, 2011-08-05