25 lat temu runął mur w Berlinie

25 lat temu runął mur w Berlinie
Za plecami karabiny republiki. Berlin Zachodni 1988 r. Stoję na punkcie kontroli granicznej "Charlie", w strefie amerykańskiej. W tle enerdowskie przejście kontrolne. Przejście na wschodnią stronę i słynne tablice, informujące w czterech językach o tym, że "opuszczacie sektor amerykański" (YOU ARE LEAVING THE AMERICAN SECTOR). Kilkaset metrów dalej stacja Friedrichstrasse.

sobota, 30 lipca 2011

Nieugięci i bezkompromisowi?

Jak tylko kontrola NIK ujawniła, a zaraz powiadomiło o tym radio TOK FM*, że PFRON (Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych) “wyrzucił w błoto”, w latach 2007-2010, 300 mln publicznych pieniędzy na kosztowne, a mało skuteczne programy, przy których realizacji dochodziło do nieprawidłowości, to natychmiast wicepremier W.Pawlak (PSL) zaapelował do premiera D.Tuska (PO), żeby ten jak najszybciej upublicznił raport Millera w sprawie katastrofy smoleńskiej. Pawlak domagał się też wyjaśnień i ukarania winnych przecieku z raportu komisji J.Millera do mediów.
Niektórzy zaczęli się podśmiechiwać, że obywatel Pawlak apeluje do wicepremiera Pawlaka, czyli sam do siebie i rządu, który współtworzy. Niemniej jednak podśmiechiwania podśmiechiwaniami, a przykrycie tematu kontroli NIK w ten sposób chyba się udało. Piszę “chyba”, bo apel W.Pawlaka był dość szeroko komentowany, a temat kontroli NIK w PFRON-ie zniknął tak nagle jak się pojawił i jakoś specjalnie komentarzy na ten temat nie było.
A wnioski z kontroli są poważne, chociaż – oczywiście - PFRON się z nimi “nie zgadza”. Należy tu zaznaczyć, że PFRON, jako państwowa instytucja, obsadzany jest przez partie, a szczególnie przez “wrażliwe społecznie” PSL, a “wrażliwość społeczna” musi przecież kosztować. Synekury partyjne i sowicie opłacane z państwowej kasy etaty są najważniejsze, bo dają szansę na pracę i wykazanie się działaczom oraz na budowanie różnych zależności i powiązań. W ten sposób tworzy się armia wiernych wyborców, zainteresowanych tym, żeby żadnych zmian nie było, bo i po co?
Kontrola NIK uderza więc i to w trakcie “kampanii informacyjnej”, a tuż przed “kampanią wyborczą”, w tę partię właśnie. Apel wicepremiera Pawlaka nie powinien więc dziwić, a komentatorzy nie powinni zastanawiać się, dlaczego Pawlak akurat teraz wbija tę szpilę w plecy premiera. Niektórzy mówią, że chyba po to, aby być bardziej “wyrazistym” i doszukują się nie wiadomo po co, podobnych uzasadnień.
Sprawa wyrzuconych w błoto pieniędzy tak naprawdę kompromituje PSL i powinny w związku z tym posypać się dymisje i polecieć głowy szefów PFRON. Ale gdzie tam! Cisza. Jak zwykle w Polsce, trudno o egzekwowanie odpowiedzialności, a szczególnie odpowiedzialności politycznej. A taka awantura mogłaby przecież nadwyrężyć szanse wyborcze balansującego na linii progu wyborczego PSL i poseł E.Kłopotek musiałby wspinać się na szczyty ekwilibrystyki słowotwórczej, żeby być jak zwykle “za, a nawet przeciw”. A po co? Przecież tak jest łatwiej, bo jak wy nam w mediach wnioski z kontroli NIK, to my wam w mediach pytania o raport Millera, a jak trzeba będzie, to i inne tematy się znajdą. Tak zyskuje się osławione w polityce “wyrazistość” i “charakter”, a zagubionym wyborcom pokazuje, jak można pięknie się różnić, będąc jednocześnie “nieugiętym i bezkompromisowym” koalicjantem.
Ale co najważniejsze, NIK NIKiem, a sprawiedliwość (synekury, władza i pieniądze) musi być po naszej stronie. Nie może być tak, żeby żyło się lepiej tylko niektórym. 
Jak “wszystkim” to “wszystkim”.

*Portal TOKFM.pl, 18.07.2011


środa, 27 lipca 2011

Biedni, bogaci i moraliści

Jak doniósł Dziennik.Gazeta Prawna “wysoki wzrost gospodarczy nic nie daje. Miliony Polaków żyją w niedostatku i nie ma szans, by wyszli na prostą. Stać ich jedynie na bardzo skromne życie. Będzie jeszcze gorzej, bo wzrost gospodarczy zaczyna zwalniać.” Zasięg ubóstwa w Polsce nie zmienia się od dwóch lat, pomimo 4-proc. wzrostu gospodarczego. To zapowiadany cud? Czy może - to cud!
Bezrobocie, zatrudnienie i dochody rodzin utrzymują się na zbliżonym poziomie. "W 2010 r. w skrajnym ubóstwie żyło 5,7 proc. Polaków. To tyle samo, ile w roku poprzednim. Ich wydatki były mniejsze od minimum egzystencji ustalanego przez Instytut Pracy i Spraw Socjalnych. (...) Najwięcej nędzy jest jednak w rodzinach wielodzietnych. Wśród małżeństw z co najmniej czworgiem dzieci aż 24 proc. egzystowało w skrajnym ubóstwie, a w rodzinach z trójką dzieci – 9,8 proc. (...) Ponadto z danych GUS wynika, że w ubiegłym roku żyło w niedostatku 17,1 proc. Polaków (6,5 mln osób). Byli oni zagrożeni tzw. ubóstwem relatywnym”. Kilka dni wcześniej, przewodniczący żarskiej “Solidarności”, K.Sobczak, na łamach lokalnej Gazety Regionalnej, stwierdził, że powinny zostać tylko te zakłady, które są w stanie zapewnić pracownikom godziwe warunki życia” oraz, że “jeżeli ktoś w Gozdnicy wyprodukuje 100 telewizorów, to dlaczego ma obligatoryjnie dostać mniej od tego, kto tak samo się napracuje we Wrocławiu”. K.Sobczak, uważa, że taki pracownik powinien dostać obligatoryjnie takie same pieniądze. Przewodniczący związku zawodowego nie mówi nic o różnicy w kosztach życia, w dużej aglomeracji i małym miasteczku, nie wspomina też nic o wolnym rynku i konkurencji. Nie mówi, że właściciel nie tworzy zakładu po to, aby zapewniać godziwe warunki życia pracownikom, tylko po to, żeby produkować, kupować, sprzedawać i wytwarzać zysk. Nie mówi nic o tym, że wielu ludzi ubogich byłoby gotowych pracować za mniejsze pieniądze, byleby tylko mogli. A nie jest tak, że przewodniczący “Solidarności” (innego związku także) ma w zakładzie etat przewodniczącego związku zawodowego, pensję i biuro z telefonem, i nie można go zwolnić? Czy ustawa o Związkach Zawodowych tak jeszcze stanowi? Może obligatoryjnie należałoby to zmienić? Bo dlaczego właściciel zakładu pracy ma obligatoryjnie zapewnić przewodniczącemu związku godziwe warunki życia? Tylko dlatego, że jest on przewodniczącym?
Nie tak dawno, radni miasta Żary, pochylili się z troską nad wolną wolą ludzi i nie zezwolili na funkcjonowanie kasyna. Radny i zarazem przewodniczący Rady, S.Krasko (PO) był przeciw przez tragedię kolegi, który stracił cały majątek przez to, że wpadł w nałóg hazardu. Radny Z.Oleszewski (Forum Samorządowe) argumentował, że wstawiliśmy do naszego baru maszynę do gry, ale gdy zobaczyliśmy, jak ludzie tracą pieniądze, to kazaliśmy ją zabrać.
Aż się prosi zapytać radnych, co ich obchodzi, kto i na co wydaje swoje pieniądze oraz co mają wspólnego z formalnymi decyzjami o charakterze administracyjno-prawnym ich prywatne emocje?
Dopiero co, w Żarach niektóre ulice zamieniły się w rwące potoki. Najwięcej w takich sytuacjach tracą biedni, bo nie mają pieniędzy na ubezpieczenia i remonty, a zalane ogródki działkowe czy utopienie żywego inwentarza, równają się utracie źródła tanich, podstawowych, codziennych produktów żywnościowych. Burmistrz miasta obwinia za to poprzednie władze i mówi o latach zaniedbań, a były burmistrz obwinia obecnego, że ten miał czas, by się wykazać, i że głównie potrafi krytykować poprzedników.
Przewodniczący żarskiej “Solidarności” powinien głośno protestować, że radni zamiast pozwalać na tworzenie miejsc pracy, zamieniają się w zatroskanych moralistów, a radni powinni uderzyć się w piersi za “lata zaniedbań”, bo radnymi przecież są ho,ho,ho, a może i dłużej?



czwartek, 21 lipca 2011

Podpinka na lisach, wielosezonowa

Polityk lewicy, radny sejmiku województwa lubuskiego, K.Pańtak (związany z Unią Pracy i SLD), urodzony w Szczecinie, a mieszkający pod Zieloną Górą, postanowił zostać kandydatem do senatu i reprezentować tam, nie wiedzieć czemu, Żary, Żagań i Nową Sól.
Kandydatem do senatu z tego samego okręgu postanowił też zostać R.Dowhan (PO), radny z Zielonej Góry, ale jak to z wywiadów można odczytać - “związany z Jasieniem, Żarami i Nową Solą”.
Do sejmu startować będzie “związana z Żarami”, posłanka B.Bukiewicz (PO), która objęła nawet ostatnio “patronatem honorowym” uroczystości związane z 65-leciem żarskiego klubu piłkarskiego “Promień”, a jej 45 minutowy “dyżur”, zapowiadany na wielkich plakatach, miał chyba za zadanie przypomnieć szczególny związek i zainteresowanie Żarami.
Jakby tak przez chwilę się zastanowić, to można wysnuć wniosek, że najmniej z Żarami są związani mieszkańcy Żar. Wydawałoby się, że po tylu latach budowania w Żarach struktur partyjnych różnych opcji, w końcu nadszedł czas, żeby to nasi kandydaci znaleźli się na czołowych miejscach na listach do sejmu, a Żary i Żagań wystawiły np. swojego – wspólnego kandydata do senatu. Tak się jednak nie dzieje i nic na to nie wskazuje, żeby miało tak być. Sytuacja, że kandydatem jest ktoś z Żar czy Żagania, ale “związany z Zieloną Górą” jest chyba nie do zniesienia i udźwignięcia mentalnego dla wielu partyjnych decydentów.
Świadczy to niestety o słabości lokalnych polityków, którzy, żeby się nie “narazić”, dla świętego spokoju, stanowisk i poklepania po plecach, wolą cicho siedzieć i czekać na okruchy z pańskiego, zielonogórskiego stołu. Lepiej nie popierać nikogo swojego, bo jeszcze nie daj Bóg będzie “ważniejszy”, będzie mieć “wpływy i pieniądze”. Lepiej więc podlizywać się w Zielonej Górze i na wszystko się zgadzać, a w zamian być tym “ważniejszym” tu na miejscu lub przynajmniej za takiego uchodzić. Lepiej też popierać tego, który zagwarantuje ubicie jakiegoś prywatnego interesu i da możliwość tzw. dojścia do ponadpartyjnych koterii towarzyskich.
Żary są traktowane jak podbity kraj - kolonia z zarządcami, czekającymi na rozkazy z centrali, otoczonymi różnymi drobnymi cwaniaczkami i karierowiczami.
Czy jest możliwość, żeby to zmienić? Jeżeli “partie stały się prywatnymi folwarkami, a nie demokratycznymi organizacjami, kierującymi się statutem”, jak zauważa np. Janusz Palikot (a coś na ten temat z pewnością musi wiedzieć), to trudno spodziewać się zmiany w sposobie myślenia. 
Statutem nie muszą kierować się np. kibice żużla, ale ci akurat wydają się być bezkompromisowi i jak trzeba, to potrafią i dają wyraz swojemu niezadowoleniu. Nic sobie nie robią z tego, że prezes klubu żużlowego - członek PO startuje w wyborach. Niedawno jeszcze, idąc przykładem kibiców piłki nożnej, wywieszali transparenty z hasłem “Tola Ma Donalda a Donald Ma Tole”. Nie zapomnieli też o prezydencie Zielonej Góry J.Kubickim (SLD), podczas ostatniego festiwalu piosenki rosyjskiej. Kibice potrafią odróżnić podpinkę i gierki od prawdy. Potrafią upomnieć się i zawalczyć o swoje. 




piątek, 15 lipca 2011

Nowaja Ekonomiczeskaja Politika*

Radość i euforia, które towarzyszą, jak to mówią niektórzy - ”pierwszej od początku świata” prezydencji Polski w UE (a właściwie w Radzie UE), zostały zmącone informacją, że ministra J.Rostowskiego, co prawda na salę obrad ministrów od finansów wpuścili, ale już do głosu nie dopuścili. Skoro obradują ważniejsi i to ci ze strefy EURO, to minister może sobie, co najwyżej, poobserwować. Skonfudowany minister robił przed kamerami dobrą minę do złej gry, ale i tak złe wrażenie pozostało. Niektórzy przed takim rozwojem wypadków przestrzegali i nawet - jak np. prof. K.Rybiński – prowokacyjnie proponowali zrzeczenie się prezydencji na rzecz Niemiec. Ale cóż tam! Ważne jest, że panika, która ogarnęła banki, instytucje finansowe i rynki, wymusiła reakcje władz, państw zagrożonych narastaniem długu publicznego i widmem bankructwa. Reakcje bolesne. Ludzie nagle zaczęli interesować się, na co przeznaczane są ich pieniądze i liczyć. Trochę późno, ale jednak. Grecja wprowadziła plan oszczędnościowy i tak samo zrobiła Italia (w Polsce malowniczo nazywana - Włochami). Na skraju niewydolności finansowej stanęły USA. Możliwość kryzysu ogólnoświatowego stała się bardzo realna. Tymczasem u nas, jakby nigdy nic, rozwija się eksperyment ekonomiczny pod nazwą “lotnisko w Babimoście”, który będzie musiał być sfinansowany przez przedsiębiorców, właścicieli nieruchomości, a nawet organizacje pożytku publicznego. Jak doniosła prasa*, Marszałkowi zależy, by Zielona Góra dokładała do lotów z Babimostu do Warszawy. A prezydent Janusz Kubicki (SLD) zgodę uzależnił od wsparcia przez PO swojego planu wzrostu podatków”. Planu wzrostu przez podniesienie podatków od gruntów i nieruchomości w/w grupom. Lokalny NEP nie może przecież trwać wiecznie.
Pierwsza propozycja prezydenta zakładała, że dzięki podwyżkom miasto zarobi dodatkowe 11 mln zł. Pieniądze miały pójść na na kluby sportowe, kulturę, lotnisko w Babimoście, MZK i remonty dróg. Po niewielkiej przepychance i widowiskowym, wyborczym rozdzieraniu szat, stanęło jednak na 6,5 mln zł.
- Platforma miała poprzeć uchwałę w zamian za dopłaty dla Babimostu. Uzgodniono to podczas spotkania marszałka z prezydentem i szefową PO posłanką Bożenną Bukiewicz zwierzył się prasie jeden z wysokich urzędników w zielonogórskim magistracie. No i wyszło szydło z worka. Władze mają ambicje i marzenia, które ktoś musi finansować. Mają “dobry plan” i chcą zrobić wszystkim dobrze – także w wymiarze regionalnym. Radosna twórczość jednak kosztuje. W dobie zawirowań i widma światowej recesji, nie pomogą już jednak opowieści o “zielonej wyspie” przy jednoczesnym dokręcanie śruby przedsiębiorcom poprzez podnoszenie podatków. Złośliwi mówią, że podtrzymując za wszelką cenę babimojskie lotnisko, władze szykują sobie - jakby co -  drogę szybkiej ewakuacji.
Ale jest jednak nadzieja! Przedsiębiorcy zielonogórscy nie powinni rwać sobie włosów z głowy i martwić o przyszłość, bo z podatku pozostaną zwolnione grunty i budynki zajęte na (...) placówki charytatywne, a także cmentarze. To trwała zdobycz najnowszej – zielonogórskiej wersji NEP.
*źródło: Gazeta Wyborcza Zielona Góra 14.07.2011
*Nowa Polityka Ekonomiczna (ros. Новая экономическая политика, w skrócie NEP) – określenie doktryny polityki gospodarczej Rosji Radzieckiej i później ZSRR w latach 1921-1929.


wtorek, 12 lipca 2011

Permanentny wysyp bzdur

Posłanka B.Bukiewicz (PO), przepytywana w “Tygodniku Żarsko-Żagańskim” przez redaktora J.Todorowa w sprawie braku remontu linii kolejowej nr 275 Legnica-Żagań i dalej na Żary oraz południowej nitki, przyszłej autostrady A18, odpowiada, że “cały czas pracuję nad tym, aby te inwestycje doczekały się realizacji”.
Skoro posłanka “cały czas” pracuje nad tym, to widocznie robi to w dużej tajemnicy i konspiracji. Tajemnica i konspiracja muszą być tak wielkie, że taki dla przykładu poseł M.Ast (PiS), który w ramach zarządzonego przez władze partii, objazdu terenu, gościł w Żaganiu i wysłuchał był na spotkaniu z grupą mieszkańców, uwag w sprawie braku remontu linii kolejowej Legnica-Żagań, i zadeklarował, że temat poruszy w Ministerstwie Infrastruktury. Wygląda na to, że poseł nic nie wie o tym, że posłanka Bukiewicz już “cały czas pracuje nad tym”? A może wie, tylko tak udaje? Ale właściwie to dlaczego miałby udawać? Przecież razem z posłanką, są od 2008 r. członkami Lubuskiego Zespołu Parlamentarnego – porozumienia posłów i senatorów, którego celem jest  „wspólne działanie na rzecz popierania projektów ustaw oraz innych inicjatyw o istotnym znaczeniu dla województwa”. Zadaniem zespołu jest właśnie koordynowanie działań parlamentarzystów. Skoro poseł M.Ast opowiada mieszkańcom, że sprawę linii kolejowej “poruszy w ministerstwie”, to musiałoby znaczyć, że podczas spotkań Lubuskiego Zespołu Parlamentarnego, temat remontu linii nie był poruszany, bo skoro byłby, to poseł M.Ast powiedziałby przecież o tym mieszkańcom podczas spotkania. Prawda? Potwierdziłby też z pewnością, że posłanka B.Bukiewicz “pracuje nad tym cały czas” i on już wobec powyższego nie musi “poruszać tematu w ministerstwie”, bo przecież posłanka i cały LZP “porusza”. No chyba, że LZP i posłanka “pracują nad tym cały czas”, ale dopiero od niedawna, bo poseł M.Ast zrezygnował z prac w LZP, w dniu 24 stycznia b.r., gdyż uznał, że “wyczerpała się formuła działania zespołu” i że “prace zespołu są spóźnione” - więc może o tej “pracy cały czas” nie wiedzieć. O “wyczerpaniu się formuły”, najlepiej chyba świadczy fakt, że jak tylko pojawiła się informacja, że będzie remont części “Odrzanki”, to senator S.Iwan (PO), nie oglądając się na LZP i jakieś tam wspólne konferencje, natychmiast obwieścił tę informację, w rozmowie telefonicznej z dziennikarzem Radia Zachód.
Informacje z mediów o przesunięciach terminów modernizacji posłanka nazywa “absolutną bzdurą”, dodając, że nie wie “skąd takie informacje pojawiają się w obiegu”
Jak to nie wie skąd się pojawiają? Różne – te czy inne informacje, pojawiają się w obiegu stąd, że sam Pan premier zapowiadał je w expose, a potem różni ministrowie i politycy na przeróżnych konferencjach i spotkaniach. No chyba, że posłanka - nie daj Bóg! -  zakłada, że Pan premier oszczędnie gospodaruje prawdą i rzucał obietnice bez pokrycia? A może to media piszą i pokazują nieprawdę? Ale w takim razie należałoby wskazać i napiętnować te media, i wyjaśnić, co jest bzdurą, która “nie wiadomo skąd pojawiła się w obiegu”, a co faktem. Inaczej ludzie się w tym zamieszaniu nie rozeznają.

Spójrzmy np. na poniższą mapkę.

Kliknij na mapkę, żeby powiększyć

Absolutne bzdury czy fakty w obiegu?

sobota, 9 lipca 2011

Krwawa niedziela

Ukraińska Powstańcza Armia (ukr. Українська Повстанська Армія (УПА), Ukrajinśka Powstanśka Armija – UPA) – była formacją zbrojną stworzoną przez frakcję banderowską Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów pod koniec 1942 r. Przywódcą OUN był Stepan Bandera – stąd nazwa: banderowcy. 

Stepan Bandera - w środku

Dmytro Klaczkiwśki, ps. "Kłym Sawur", ówczesny dowódca grupy UPA-Północ w okresie marzec - maj 1943 r., podjął indywidualnie decyzję o rozpoczęciu mordów na całym Wołyniu. W czerwcu 1943 roku wydał tajną dyrektywę terytorialnego dowództwa UPA na Wołyniu w sprawie przeprowadzenia wielkiej akcji likwidacji polskiej ludności męskiej w wieku od 16 do 60 lat. 

   Dmytro Kljaczkiwśki, ps. "Kłym Sawur"

Roman Szuchewycz, ps. Taras Czuprynko, główny dowódca UPA

O świcie (godzina 3.00 nad ranem) 11 lipca 1943 r. oddziały UPA dokonały skoordynowanego ataku na 99 polskich miejscowości, głównie w powiatach horochowskim i włodzimierskim pod hasłem Śmierć Lachom. Po otoczeniu wsi, by uniemożliwić mieszkańcom ucieczkę, doszło do nieludzkich rzezi i zniszczenia. Ludność polska ginęła od kul, siekier, wideł, kos, pił, noży, młotków i innych narzędzi zbrodni. Polskie wsie po wymordowaniu ludności były palone, by uniemożliwić ponowne osiedlenie. Była to akcja dobrze przygotowana i zaplanowana. (...) Na cztery dni przed rozpoczęciem akcji we wsiach ukraińskich odbyły się spotkania, na których uświadamiano miejscową ludność o konieczności wymordowania wszystkich Polaków.(...)

Również tego dnia rano 20-osobowa grupa napastników weszła w czasie mszy św. do kościoła w Porycku, gdzie w ciągu trzydziestu minut zabito ok. 100 ludzi, wśród których były dzieci, kobiety i starcy. Bandyci wymordowali wówczas wszystkich (ok. 200) Polaków mieszkających w Porycku. Podobne ataki na kościoły przeprowadzano w innych miejscowościach.(...)

Bestialsko pomordowane polskie dzieci
 
Zabójstw dokonywano z wielkim okrucieństwem. Wsie i osady polskie ograbiono i spalono. Po dokonanych masakrach do wsi na furmankach wjeżdżali chłopi z sąsiednich wsi ukraińskich, zabierając całe mienie pozostałe po zamordowanych Polakach. Główna akcja trwała do 16 lipca 1943. W całym zaś lipcu 1943 celem napadów stało się co najmniej 530 polskich wsi i osad. Wymordowano wówczas siedemnaście tysięcy Polaków, co stanowiło kulminacje czystki etnicznej na Wołyniu. 

 
Mordy niejednokrotnie miały miejsce w niedziele. Ukraińcy wykorzystywali fakt, że ludność polska gromadziła się podczas mszy w kościołach, więc często kościoły były otaczane, a wierni przed śmiercią niejednokrotnie torturowani w okrutny sposób (np. przecinanie ludzi na pół piłą do drewna, wyłupywanie oczu, palenie żywcem)
 źródło: Wikipedia 

Kobieta pocięta na części piłą
Jedno z drzew polnej alei, nad którą banderowcy z OUN-UPA zawiesili transparent z napisem (w przekładzie na język polski): „Droga do niepodległej Ukrainy". Na każdym drzewie oprawcy tworzyli z pomordowanych polskich dzieci tzw. wianuszki.
Tu link do szczegółowych informacji: 

"Jeżeli zapomnę o nich, Ty Boże zapomnij o mnie"

czwartek, 7 lipca 2011

Mniej lista

Radio Zachód ogłosiło, że od 4 lipca wybieramy „Lubuski Przebój Lata”. W pierwszym etapie codziennie od poniedziałku do piątku w rozgłośni prezentowane jest kilkanaście nagrań.
Można głosować SMS-owo na numer: 7101,koszt: 1,23 PLN (wiadomość rozpoczynamy od liter: RZ, następnie wpisujemy nazwę (lub nazwisko) wykonawcy). Cotygodniowe wyniki głosowania w sobotniej „Mniej Więcej Liście”. Zgłaszam wobec powyższego moją propozycję! Mianowicie - piosenkę “Nagły przypływ członków” w wykonaniu mieszanego chóru zielonogórsko-gorzowskiego Platformy Obywatelskiej. To może być prawdziwy przebój lubuskiego lata, a przynajmniej mocne wejście na początek. I nie tylko w województwie lubuskim, bo już wszelkie możliwe media z Rzeczpospolitą, Dziennikiem czy Polską The Times, obwieściły niesłychaną nowinę o martwych duszach w gorzowskiej PO, czyli zapisywaniu do PO ludzi, “bez ich wiedzy i zgody”. Brzmi to trochę znajomo, bo w konwencji lustracyjnej, ale mniejsza o to. Późnym, środowym popołudniem, gruchnęła wiadomość,
że Zarząd lubuskiej PO, rozwiązał struktury tej partii w Gorzowie. Jednak jak wynika z treści doniesień, to zarząd zarządem i głosowanie głosowaniem, ale rozkaz o rozwiązaniu padł odgórnie, bo o tym, że gorzowskie struktury PO zostaną rozwiązane, poinformował PAP w środę sekretarz generalny partii Andrzej Wyrobiec, który zarekomendował zwołanie w trybie natychmiastowym zarządu regionu i rozwiązanie struktury powiatowej i wszystkich kół PO na tym terenie oraz powołanie komisarza. Dziwić może zatem “zdziwienie i brak zrozumienia” wyrażone przez przewodniczącego gorzowskiej Platformy Jerzego Sobolewskiego, który powiedział PAP, że nic nie zostało potwierdzone, a już rozwiązuje się nasze struktury. No panie przewodniczący! Jak padł rozkaz z centrali, to padł. Sprawa przecież nie rozbija się o jakieś tam “martwe dusze”, ale o faktyczny rząd nad duszami i to tymi jak najbardziej przecież żyjącymi. J
ak doniósł Dziennik.pl: "Rzeczpospolita" sugeruje, że "nagły przypływ członków" PO mógł mieć związek z walką o władzę w regionie, w której rywalizowało dwoje posłów: Bożenna Bukiewicz z Zielonej Góry i Witold Pahl z Gorzowa. Jak powiedział nieoficjalnie PAP jeden z gorzowskich działaczy Platformy, Bukiewicz chce usunąć Pahla z przygotowywanej dla regionu listy kandydatów do Sejmu. "W pierwszej propozycji nie było go na niej, jednak po rozmowach w Warszawie Witold Pahl znalazł się w gronie potencjalnych kandydatów. Teraz nasze struktury mają stać się kozłem ofiarnym, by usunąć Pahla z listy" - powiedział polityk. A sam wiceprzewodniczący PO, Grzegorz Schetyna, komentując sprawę, powiedział, że najważniejsza w takich sytuacjach jest błyskawiczna reakcja. No tak, chciałoby się powiedzieć - w końcu Grzegorz Schetyna taką błyskawiczną reakcję, spowodowana aferą hazardową, na własnej skórze niewątpliwie odczuł, więc wie o czym mówi. Najgorsze jest jednak to, że "jeżeli to się potwierdzi, to wstyd, jeżeli się nie potwierdzi, to też wstyd, że ktoś zaniedbał czy zaniechał działań wcześniej. Myślę o miejscowej, lubuskiej czy gorzowskiej Platformie". No i to już zabrzmiało poważnie w ustach G.Schetyny. Bo, kto to mógł tych działań “zaniechać i zaniedbać”? Zarząd? A może przewodnicząca?  
A wracając do Lubuskiego Przeboju Lata, to tytuły proponowanych przebojów, znakomicie opisują powyższą sytuację polityczną i mówią same za siebie,: „Gorzowskie noce”, „Spadochron”, „Fikcja”, „Nieproszony”, „Nie wiem”, „When You Tell Me”. 
No i ten proponowany przebój grupy Hoboys, o błyskotliwym i jakże prowokacyjnym tytule: „Od Babimostu do Babilonu” i jeszcze bardziej przygważdżającym refrenem: “żaden korkociąg nie wyciągnie nas z tego korku”.

Tu można odsłuchać:

wtorek, 5 lipca 2011

Biegunka w biegu

Jak doniósł ostatnio portal Gazety Lubuskiej - Strefa Biznesu, Stanisław Owczarek, dyrektor Zachodniej Izby Przemysłowo-Handlowej, która zrzesza ponad 200 firm w regionie, zauważył podczas spotkania przedsiębiorców w Zielonej Górze, że: - Posłowie w ogóle nie interesują się biznesem. Wpadają i wypadają na nasze spotkania, bo mówią, że nie mają czasu. To na co go mają. Nic nie wiedzą o naszych problemach i potrzebach. Tylko chcą nas wykorzystać, gdy mają w tym własny interes.  
Marek Goliszewski, szef Business Centre Club, który na zaproszenie lubuskiej loży BCC, uczestniczył w tym spotkaniu z przedsiębiorcami, uderzył w te słowa: - Musicie znaleźć ludzi do Sejmu, którzy o was zadbają, bo ciągle myślimy, że władza wie, czego potrzebujemy - namawiał Goliszewski. - Poza tym Lubuskie jest mało widoczne w Warszawie. Potrzebujecie jako region i biznes większego wsparcia. Macie słabe lobby. I na tym nie kończył, bo “namawiając lubuskich przedsiębiorców do głosowania w wyborach tłumaczył jednocześnie, aby zwrócili uwagę na stosunek parlamentarzystów do długu państwa. - Wydaje nam się często, że on nie dotyczy nas bezpośrednio, a to jest błąd - mówił. - Niestety, to my wszyscy płacimy za dług. Jeśli nie będzie ograniczany, wciąż będziemy obciążani wyższymi podatkami, a wtedy nie będziemy mogli lepiej płacić pracownikom, rozwijać firm. Musimy sprawdzać, jak są wydawane pieniądze, które już oddajemy państwu. A nie są małe. Polski obywatel jest obciążony na rzecz państwa 2,5 razy więcej niż Amerykanin. Straszne rzeczy. I okrutne. Jak tak można! Przed samymi wyborami wbijać nóż w plecy, tym co chcieli tak dobrze i robili, co mogli, by żyło się lepiej? Mało, że robili, to nadal robią, co mogą. Taki dla przykładu poseł PIS, M.Ast, jak doniosła gazeta Regionalna, gościł niedawno w Żaganiu i tam na spotkaniu wysłuchał uwag w sprawie braku remontu linii kolejowej Legnica-Żagań. Poseł zadeklarował, że temat poruszy w Ministerstwie Infrastruktury. No i czegóż więcej można wymagać. Poseł “poruszy temat” na niecałe trzy miesiące przed wyborami. A przecież posłem jest już kilka lat, a przynajmniej jedną kadencję? Był też wojewodą i członkiem partii, która rządziła w latach 2005-2007. Do tej pory nie zdążył “poruszyć tematu” i nic nie wiedział? Ale zasiadał z pewnością w zespole parlamentarnym ds. zbadania katastrofy smoleńskiej, no i widocznie był bardzo zajęty “śledztwem i wyjaśnianiem przyczyn ". O tym, że tak jak każdy poseł, też musiał w biegu nadążyć za tzw. “biegunką legislacyjną” i uchwalać ustawy w tempie stachanowskim, także należy wspomnieć. Wszystkiego na raz się nie da zrobić! Skoro posłowie “wpadają i wypadają na nasze spotkania, bo mówią, że nie mają czasu”, to dlatego, że są zajęci uchwalaniem ustaw. ( w roku 2010 Sejm uchwalił 232 ustawy, w tym 179, to nowelizacje, a w 2009 roku Sejm uchwalił 244 ustawy, w tym 187 nowelizacji).* Ale co najgorsze, to okazuje się, że przede wszystkim twórcy przepisów z reguły nie mają pełnego rozeznania, czy w konkretnej sytuacji naprawdę potrzebna jest zmiana prawa, ani kompletnej oceny możliwych jej następstw.*
Przyczyną są także pośpiech i żywiołowość prac legislacyjnych. No właśnie! Skoro posłowie są zajęci ciągłym uchwalaniem, to nie mogą przecież posiedzieć i posłuchać przedsiębiorców, a skoro nie mogą posiedzieć i posłuchać, to uchwalają złe prawo, a uchwalają dlatego złe, że są ciągle zajęci uchwalaniem i nie mogą posiedzieć i się czegoś konkretnego dowiedzieć, a nie mogą posiedzieć, bo ... I tu jest chyba odpowiedź dla dyrektora Zachodniej Izby Przemysłowo-Handlowej, Stanisława Owczarka.

* źródło: Rzeczpospolita, 16.01.2011

poniedziałek, 4 lipca 2011

Pracodawcy na linii

Organizacja Pracodawców Ziemi Lubuskiej wspiera Koalicję "Kolejowe Południe". To miła wiadomość. OPZL przedstawiło swoje stanowisko w tej sprawie, a żarski oddział tej organizacji zbiera podpisy poparcia pod treścią stanowiska.
Tu link do informacji, treści stanowiska i adres e-mail, pod którym można udzielić poparcia:
http://www.opzl.pl/index.php?o3cGZxAUHacZFwSdDwWSqz5WBJAAHGNkDxqBCD  
A tu link do informacji na stronie Koalicji "Kolejowe Południe":
http://kolejowepoludnie.blogspot.com/2011/07/pracodawcy-ziemi-lubuskiej-razem-z-nami.html
Dziękuję za wsparcie w swoim imieniu. Dziękuję też koleżankom i kolegom z Towarzystwa Upiększania Miasta, którzy na ostatnim zebraniu postanowili o oficjalnym wsparciu TUM dla koalicji. Mam nadzieję, że dołączą do nas kolejne organizacje i stowarzyszenia.

sobota, 2 lipca 2011

Pompowanie dekoracji

Portal Gazety Wyborczej przywitał nas 1. lipca wielkim tytułem: Polska prezydencja w UE rozpoczęta! Czym tak naprawdę będziemy rządzili?
Śmiało więc odpowiedziałem sam sobie: Niczym. Niektórzy może i myślą, że będziemy rządzili Niemcami, Francją, Wlk. Brytanią i Włochami. Niektórzy też może i myślą, że cały świat wstrzymał oddech i śledzi w telewizji z wypiekami na twarzy, rozpoczęcie tzw. prezydencji Polski w Unii Europejskiej. Skoro jest to tak ważne wydarzenie, to wystarczyło 2 lub 3 miesiące temu zapytać kogokolwiek na ulicy, o to, kto aktualnie sprawuje prezydencję w UE. Nikt nie wiedział, a przynajmniej mało kto wiedział. Podejrzewam, że i dzisiaj mało kto odpowie na to pytanie, chociaż może prędzej, bo media trąbią o tym na okrągło. Szczególnie pijarowskie zagrywki, np. wymiana beczki wina i szabli w wykonaniu premierów Polski i Węgier oraz koncerty, mogły przykuć na chwilę uwagę. Koncerty oczywiście nie są za darmo! Jak donosi portal Money.pl, za 184 dni rządów w Unii zapłacimy jako podatnicy 429,4 mln zł. Nazywa się to ładnie, że “Polska wyda na organizację”, ale skąd Polska ma pieniądze, żeby je wydawać? Najwięcej wydamy w tym roku - 299,6 mln zł. W roku 2010 z budżetu poszło na ten cel 104,2 mln zł. A w przyszłym roku prezydencja będzie kosztować nas 25,6 mln zł. Za każdy dzień zapłacimy 2,3 mln zł. A już dzień wcześniej, podekscytowane media donosiły, że na uroczyste rozpoczęcie prezydencji, do Parlamentu Europejskiego przywiezione zostały TIR-em dekoracje z Polski. No właśnie. Dekoracje. Niektórzy podali nawet myśl, że lepiej byłoby zrzec się tej całej prezydencji na rzecz Niemiec, bo idą ciężkie miesiące dla finansów UE i może tak się zdarzyć, że “wszyscy” będą mieli szansę zobaczyć, że główne decyzje podejmowane są w całkiem innym gronie, a światowe media, finansjera, biznes i opinia publiczna, będą czekać, co powie Angela Merkel czy prezydent Sarkozy – o tym będą pisać i to transmitować. Oczywiście nasze media krajowe, a szczególnie tzw. telewizja publiczna, będą robić, co tylko możliwe, żeby Polacy mieli inne wrażenie i z pewnością, będą transmitować głównie dekoracyjne wystąpienia i spotkania naszych oficjeli oraz premiera. Pompowanie przedwyborcze, finansowane przez podatników, będzie działać pełną parą i odwracać uwagę od rzeczywistych problemów w kraju. A tych nie ubywa. Marek Goliszewski, szef Business Centre Club, który spotkał się właśnie z naszymi przedsiębiorcami w Zielonej Górze, zaproszonymi przez lubuską lożę BCC, podkreślał np. jak doniósł portal Gazety Lubuskiej -  Strefa Biznesu, że w innych państwach robienie interesów jest łatwiejsze i przyjemniejsze, a w polscy przedsiębiorcy wciąż muszą zmagać się z biurokracją i barierami w wolności gospodarczej. I nie chodzi tu o liczbę urzędników, ale o ich nastawienie wobec biznesu. Firmę z kapitałem zagranicznym ma prawo kontrolować 60 różnych instytucji, a każda kontrola to zastój. - Nasi pracownicy zajmują się wtedy kserowaniem kolejnych dokumentów, które chcą urzędnicy, a nie pracują na rzecz zakładu
Tak to już jest - fasady i kosztowne dekoracje nie uchronią przedsiębiorców od ciągłego kserowania. Nie zanosi się.