25 lat temu runął mur w Berlinie

25 lat temu runął mur w Berlinie
Za plecami karabiny republiki. Berlin Zachodni 1988 r. Stoję na punkcie kontroli granicznej "Charlie", w strefie amerykańskiej. W tle enerdowskie przejście kontrolne. Przejście na wschodnią stronę i słynne tablice, informujące w czterech językach o tym, że "opuszczacie sektor amerykański" (YOU ARE LEAVING THE AMERICAN SECTOR). Kilkaset metrów dalej stacja Friedrichstrasse.

sobota, 2 lipca 2011

Pompowanie dekoracji

Portal Gazety Wyborczej przywitał nas 1. lipca wielkim tytułem: Polska prezydencja w UE rozpoczęta! Czym tak naprawdę będziemy rządzili?
Śmiało więc odpowiedziałem sam sobie: Niczym. Niektórzy może i myślą, że będziemy rządzili Niemcami, Francją, Wlk. Brytanią i Włochami. Niektórzy też może i myślą, że cały świat wstrzymał oddech i śledzi w telewizji z wypiekami na twarzy, rozpoczęcie tzw. prezydencji Polski w Unii Europejskiej. Skoro jest to tak ważne wydarzenie, to wystarczyło 2 lub 3 miesiące temu zapytać kogokolwiek na ulicy, o to, kto aktualnie sprawuje prezydencję w UE. Nikt nie wiedział, a przynajmniej mało kto wiedział. Podejrzewam, że i dzisiaj mało kto odpowie na to pytanie, chociaż może prędzej, bo media trąbią o tym na okrągło. Szczególnie pijarowskie zagrywki, np. wymiana beczki wina i szabli w wykonaniu premierów Polski i Węgier oraz koncerty, mogły przykuć na chwilę uwagę. Koncerty oczywiście nie są za darmo! Jak donosi portal Money.pl, za 184 dni rządów w Unii zapłacimy jako podatnicy 429,4 mln zł. Nazywa się to ładnie, że “Polska wyda na organizację”, ale skąd Polska ma pieniądze, żeby je wydawać? Najwięcej wydamy w tym roku - 299,6 mln zł. W roku 2010 z budżetu poszło na ten cel 104,2 mln zł. A w przyszłym roku prezydencja będzie kosztować nas 25,6 mln zł. Za każdy dzień zapłacimy 2,3 mln zł. A już dzień wcześniej, podekscytowane media donosiły, że na uroczyste rozpoczęcie prezydencji, do Parlamentu Europejskiego przywiezione zostały TIR-em dekoracje z Polski. No właśnie. Dekoracje. Niektórzy podali nawet myśl, że lepiej byłoby zrzec się tej całej prezydencji na rzecz Niemiec, bo idą ciężkie miesiące dla finansów UE i może tak się zdarzyć, że “wszyscy” będą mieli szansę zobaczyć, że główne decyzje podejmowane są w całkiem innym gronie, a światowe media, finansjera, biznes i opinia publiczna, będą czekać, co powie Angela Merkel czy prezydent Sarkozy – o tym będą pisać i to transmitować. Oczywiście nasze media krajowe, a szczególnie tzw. telewizja publiczna, będą robić, co tylko możliwe, żeby Polacy mieli inne wrażenie i z pewnością, będą transmitować głównie dekoracyjne wystąpienia i spotkania naszych oficjeli oraz premiera. Pompowanie przedwyborcze, finansowane przez podatników, będzie działać pełną parą i odwracać uwagę od rzeczywistych problemów w kraju. A tych nie ubywa. Marek Goliszewski, szef Business Centre Club, który spotkał się właśnie z naszymi przedsiębiorcami w Zielonej Górze, zaproszonymi przez lubuską lożę BCC, podkreślał np. jak doniósł portal Gazety Lubuskiej -  Strefa Biznesu, że w innych państwach robienie interesów jest łatwiejsze i przyjemniejsze, a w polscy przedsiębiorcy wciąż muszą zmagać się z biurokracją i barierami w wolności gospodarczej. I nie chodzi tu o liczbę urzędników, ale o ich nastawienie wobec biznesu. Firmę z kapitałem zagranicznym ma prawo kontrolować 60 różnych instytucji, a każda kontrola to zastój. - Nasi pracownicy zajmują się wtedy kserowaniem kolejnych dokumentów, które chcą urzędnicy, a nie pracują na rzecz zakładu
Tak to już jest - fasady i kosztowne dekoracje nie uchronią przedsiębiorców od ciągłego kserowania. Nie zanosi się. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz